- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Death Before Disco "Partybullet"
Na debiutanckiej płycie belgijskiego Death Before Disco znajduje się notka mówiąca o unikalnym połączeniu hardcore'a, rocka, metalu, punkrocka i jazzu. Nie ukrywam, że tego typu sformułowania zawsze wywołują u mnie duże niedowierzanie, a często wręcz irytację. Bo zdanie takie pisze się bardzo, bardzo łatwo (papier przecież przyjmie wszystko), ale spełnienie zawartej w nim obietnicy jest niezwykle trudne.
Tutaj mamy do czynienia z sytuacją, gdzie zespół słowa dotrzymuje tylko w bardzo mikroskopijnym stopniu, gdyż pełnoprawnym połączeniem wymienionych wyżej elementów nazwać ich muzyki nie sposób. No bo jak, skoro pod jazz można podciągnąć tylko "..." oraz fragment "Kiss, Kill, Lolita", a punkrocka to jakoś w ogóle się nie doszukałem. Z drugiej strony sama muzyka na "Partybullet" jednak jest dobra. Hardcore, rock i metal udało się połączyć w sensownych proporcjach, przystroić dobrymi melodiami, bez zapominania o nieodzownej energii i odrobinie zaciekłości. Kawałki ostrzejsze (jak np. energetyczny, fajnie "uriffowiony" "Blink, Brake"), sąsiadują z bardziej klimatycznymi ("Like Serpico", "The Sweetened Itch") oraz bardziej melodyjnymi jak chwytliwe "Kiss, Kill, Lolita", "The Nations' Divide". Nagrania te mają klasę i co najważniejsze zostają na trochę w głowie. W efekcie pośród natłoku metal-rock-core'owej sieczki także i nazwa Death Before Disco gdzieś tam po czaszce będzie się kołatać.
Ciekawy, choć mało oryginalny, debiut belgijskiej formacji.