- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dave Matthews Band "Big Whiskey And The GrooGrux King"
Trudno zacząć opis najnowszych dokonań Dave'a Matthewsa i spółki bez krótkiej, acz bardzo ważnej wzmianki o tragedii, jaka w ostatnim czasie dotknęła amerykański zespół. W trakcie sesji nagraniowej albumu zmarł LeRoi Moore - muzyk od początku istnienia grupy grający na instrumentach dętych (zwłaszcza na saksofonach wszelakiego kalibru), współtworzący charakterystyczne brzmienie z elementami jazzu i funku. Był również współautorem dużej części utworów zawartych na "Big Whiskey And The GrooGrux King". Koledzy oddali hołd zmarłemu muzykowi w pierwszej kompozycji, w której słyszymy krótką i przejmującą improwizację sekcji rytmicznej zespołu oraz samego Moore'a grającego na saksofonie. Choć nastrój tego fragmentu nie jest adekwatny do charakteru całego albumu, to niewątpliwie koledzy słusznie zrobili, umieszczając go na samym początku płyty. Jest to krótkie rozliczenie ze spuścizną pozostawioną przez muzyka, zwłaszcza jego stylem gry na saksofonie. Płyta bowiem nie obfituje w dźwięki tego instrumentu (którym gościnnie zajął się Jeff Coffin), co stanowi dodatkowo element hołdu złożonego pamięci zmarłego kolegi.
Oprócz bardzo małej ilości pięknych saksofonowych partii, będących wcześniej nieodłącznym elementem charakterystycznym muzyki zespołu Dave'a Matthewsa, uderzających zmian nie ma zbyt wiele. Najbardziej znaczącą jest chyba duża aktywność grającego na płycie gościnnie Tima Reynoldsa, którego gitara wybija się z tłumu dźwięków i przyciąga uwagę słuchacza wyrazistością przesterowanego brzmienia oraz pięknymi solowymi partiami. Charakterystyczne to o tyle, iż wcześniej artysta ten nie odgrywał takiej roli w utworach grupy z Wirginii. Fakt ten należy chyba tłumaczyć próbą wypełnienia pustki po śmierci wieloletniego kolegi z zespołu. Te swego rodzaju nowatorstwo w brzmieniu i stylu grupy bardzo pozytywnie wpłynęło na produkt finalny, wnosząc niewątpliwie powiew świeżości oraz radość ze wspólnego muzykowania.
Jeśli już o radości mowa - praktycznie cały album, z drobnymi wyjątkami, kipi pozytywną energią. Muzycy wydają się być w szczytowej formie, imponują lekkością i swobodą gry. Utwory, tworzone zapewne w atmosferze licznych improwizacji, wydają się być jakby niedokończone, pozostawiające pewien niedosyt. Zaspokojeniem owego niedosytu będą zapewne przedłużane wykonania koncertowe, w których to zespół wyjątkowo się lubuje.
Płyta charakteryzuje się różnorodnością muzycznych form. Są tutaj piękne ballady ("Baby Blue", "Lying in the Hands of God"), dynamiczne, pełne radości utwory, jak chociażby rock'n'rollowy, okraszony funkową sekcją dętą "Shake Me Like A Monkey", aranżacje smyczkowe ("Squirm") czy lekkie, urzekające muzyczna prostotą, inspirujące piosenki ("Dive In"). Uwagę zwraca "Aligator Pie" - utwór utrzymany w stylistyce folku z południa Stanów Zjednoczonych, z charakterystycznym śpiewem, rytmiką oraz dźwiękami banjo. Natomiast singlowe "Funny the Way It Is", mimo nieco melancholijnego klimatu, zadziwia... pozytywną energią współtworzoną przez przenikające się i świetnie dopasowane partie gitary oraz skrzypiec. Zadziwiające są zdolności muzyków z Wirginii do budowania rozmaitych nastrojów w relatywnie krótkich utworach oraz proste środki wyrazu, budujące owe nastroje (skrzypce oraz delikatne bądź zagrane z lekkim pazurem partie gitarowe).
Mimo rozpromienienia, którym zarażają muzycy zespołu, płyta posiada parę drobnych rys, które nieco burzą subtelną muzyczną harmonię. Pierwsza sprawa to długość utworów - zespół tym razem nie pokusił się o przedstawienie nieco dłuższych form muzycznych. Szkoda, gdyż z tego powodu "Big Whiskey And The GrooGrux King" wydaje się nie do końca pasować do ambicji muzyków. Skoro już o tym mowa - nieco przesłodzone, cukierkowe i lekko banalne utwory pokroju "Spaceman" czy "You & Me" do najambitniejszych, nawet na tle całokształtu twórczości zespołu, nie należą. Jednak mimo tych niedociągnięć warto posłuchać najnowszej płyty Dave Matthews Band, chociażby po to, by zarazić się niesamowitym optymizmem z niej bijącym.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Armia "Der Prozess"
- autor: sporysz
Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Riverside "Anno Domini High Definition"
- autor: Voodoo_child
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk