zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 4 lipca 2024

recenzja: Datura "Obsidian"

1.07.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Datura
Tytuł płyty: "Obsidian"
Utwory: Venom; We Lived Afloat; The Valley; Ether; To the One Who Runs at Night; Obsidian; The Ocean; Back to Your Grave
Wykonawcy: Michalina Maja Rutkowska - wokal; Albert Stąpór - gitara prowadząca; Krzysztof Kolaj - gitara rytmiczna; Robert Gancarczyk - gitara basowa, syntezatory; Marcin Bystrzycki - instrumenty perkusyjne
Premiera: 12.06.2024
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Swoim minialbumem z końca 2022 r. warszawska Datura wywarła całkiem niezłe wrażenie. Miłośników zdobywała również koncertami. W końcu przyszedł czas na długograj, który powinien odpowiedzieć na pytanie, czy w polskim środowisku post-metalowym zespół jest w stanie zająć wysoką pozycję. Nowe utwory prezentowane na żywo oraz udostępniane w wersjach studyjnych sugerowały, że grupa może pozytywnie zaskoczyć.

Za oprawę graficzną albumu "Obsidian" odpowiada Basia Żach. Po obejrzeniu okładki oraz ilustracji w połączonej z digipakiem książeczce słuchacz spodziewać by się mógł folku z motywami pogańskimi. Aż takiej rewolucji styl muzyczny zespołu nie przeszedł, ale nie jest to do końca mylny trop. W warstwie instrumentalnej Datura prezentuje na albumie ponurą mieszankę post-metalu, post-rocka oraz metalu progresywnego, co dotychczasowych miłośników grupy nie powinno dziwić. Wokalistka chętniej jednak, niż na poprzedniej pozycji w dyskografii, eksploruje rozmaite rejony swojej dziedziny. Za sprawą jej głosu grupa dodatkowo ociera się o klimaty darkfolkowe z jednej strony i wpada w post-blackmetalowe z drugiej. Normą są wielowątkowe przekładańce - jak "Venom" i "We Lived Afloat" - w których zespół po kilka razy zmienia style i nastrój. Czasu kapela na takie zabiegi wygospodarowała sobie sporo. Osiem utworów trwa łącznie aż godzinę i cztery minuty - średnią można łatwo znaleźć w tabliczce mnożenia. W pierwszej z wymienionych kompozycji delikatniejsze momenty przechodzą w cięższe, post-metalowe, i z powrotem. W drugiej po powolnym i przestrzennym graniu klimat robi się niepokojący. Oba kawałki łączą zaś typowe dla albumu, stosowane przeciętnie co parę minut zmiany typu wokalu - czystego śpiewu i growlingu. Tylko w utworze tytułowym, przy okazji najdłuższym i jednym z najlepszych w zestawie, następuje wyraźne naruszenie tego schematu, gdy tradycyjny głos prowadzi, a warczenie dopowiada w tle. Inaczej - ale jeszcze ciekawiej - Michalina Maja Rutkowska wypada w pierwszych minutach "To the One Who Runs at Night". Śpiew fantastycznie współgra tam z podkładem dźwiękowym, niemal się z nim zlewając. Akurat nie w tym przypadku, ale niestety czasami można odnieść wrażenie, że partie wokalne wykonane zostały na pół gwizdka. Chciałoby się, żeby czysty śpiew był lepiej słyszalny. Nie do końca jestem pewien, czy to wina odpowiedzialnego za miksy i mastering Arkadiusza "Malty" Malczewskiego, czy wizja zespołu. Do samej warstwy instrumentalnej trudno mieć zastrzeżenia. Wszystko brzmi perfekcyjnie. Wykonawcy, choć jeszcze młodzi, są ponadprzeciętnie sprawni, a szczególnie ładnie pracuje sekcja rytmiczna. Perkusista daje się polubić chociażby w "Back to Your Grave". Basistę docenić wypada przede wszystkim za partie w środkowej części utworu tytułowego. W niektórych kawałkach Robert Gancarczyk sprawia, że muzyka Datury może się kojarzyć z Toolem.

Żeby nie było zbyt pięknie, mam jednak zarzut odnośnie paru kompozycji. Zespół przejawia problemy z kontrolowaniem dramaturgii. Jest tak przykładowo w końcowym "Back to Your Grave". Utwór najpierw zadowala klimatem, to i owo się w nim dzieje, ale ostatecznie nie stanowi świetnego finiszu albumu. Zaczyna się dobrze, a potem się stopniowo rozłazi w szwach. Również "To the One Who Runs at Night" rozczarowuje. Początkowa partia gitary sugeruje, że utwór jest przedłużeniem całkiem dobrego "Ether". Następnie słuchacz otrzymuje pejzaż dźwiękowy ze wspomnianym już, cudownie się rozpływającym wokalem, potem fragment ambientowy. Spokój przerywa wejście kroczącego riffu, co jest zabiegiem prostym, ale skutecznym - aż ciary od tej gitary chodzą po ciele. Ostatecznie jednak czegoś brakuje - dalszego rozwinięcia, mocniejszych akcentów. Przez chwilę jakby perkusista próbował wziąć ten ciężar na siebie, niestety ze słabym efektem. Przez kilka minut zdaje się, że zespół buduje bazę pod właściwe uderzenie, ale zamiast niego nadchodzi koniec utworu. Można odnieść wrażenie, że Datura nie potrafi postawić kropki nad i. Dla kontrastu, najlepiej zespół radzi sobie w "The Ocean". Zaczynająca się gitarami akustycznymi kompozycja jest powolna i przestrzenna, stopniowo się rozwija, bez zarzutu intensyfikuje, dąży do kulminacji i we właściwym momencie ją osiąga. Warto jednak zaznaczyć, że to najkrótszy utwór na albumie - trwa zaledwie pięć minut - i może tylko dzięki temu grupa nie wpada w nim pułapkę odbierającej energię złożoności. Sposób budowy tego kawałka jest wręcz banalny i na tej prostocie opiera się jego siła. Z bardziej skomplikowanych utworów nie każdy w pełni zasługuje na pochwałę. Pozytywnie na pewno wyróżnia się jeszcze "The Valley". Rozpoczęty na gitarach akustycznych, w połowie przyspiesza, lekko smakuje folkiem, po czym na chwilę zmienia się w ambient, a pod koniec porusza się już w post-blackmetalowych rejonach. Szkoda, że nie wszystkie kompozycje zostały tak dobrze poprowadzone.

Album "Obsidian" nie należy do łatwych w odbiorze. To dzieło, które nie musi się spodobać przy pierwszym przesłuchaniu, wymagające trochę cierpliwości i uwagi. Niestety mimo wszystko materiał wydaje się nie do końca przemyślany. Zespół ambitnie postawił na złożone kompozycje, muzycy pokazali umiejętności, całkiem sprawnie poruszali się między lekkością a ciężarem, w klimatach mrocznych, ponurych, podniosłych, nawet pięknych, ale pozwolili też, żeby przez jakieś dziury z części kompozycji wyciekała energia. Jest postęp, chwalebny rozwój i niebanalny cel, lecz ostatecznie nie da się jednoznacznie stwierdzić, że Datura zaprezentowała się lepiej, niż na minialbumie sprzed półtora roku. Równocześnie, jeśli jednak potraktować zespół po prostu jako debiutanta, trzeba przyznać, że oto chyba rośnie nowa potęga rodzimej sceny post-metalowej.

Komentarze
Dodaj komentarz »