- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Darzamat "In the Flames of Black Art"
Kurcze, w sumie głupio jest mi oceniać płytę Darzamatha i jego kumpla z Mastiphal. Sam muzykiem nie jestem, wiekiem pewnie również nieco od nich odstaję... Naczytałem się już jednak w życiu trochę recenzji i chyba nic nie stoi na przeszkodzie, abym wreszcie sam coś skrobnął. Poza tym naprawdę głupio czułbym się dopiero wtedy, gdybym próbował krytykować tę płytę. Ja jednak negatywnej recenzji napisać po prostu nie mogę. Debiutancki LP Darzamat nawet w "Thrash'em All'u" dostał 11 punktów na 12 możliwych, co jest wynikiem co najmniej doskonałym.
"In the Flames of Black Art" to 8 utworów, zabierających nas w niesamowitą podróż poprzez plomienie Czarnej Sztuki w klimatach symfonicznego Black Metalu. Ciężko jest mi znaleźć jakieś porównania. Hmm... może In the Woods lub Dark Funeral. Nie oznacza to oczywiście, że zespół bezmyślnie kopiuje mistrzów gatunku (tym bardziej, że Darzamath w ogóle nie słucha takiej muzy - patrz wywiad).
Generalnie muzyka Darzamat jest bardzo zróżnicowana. Zostało to osiągnięte poprzez zastosowanie wszelkich (popularnych ostatnio) innowacji w muzyce metalowej. I tak rytm wybija tutaj automat perkusyjny, a niemal w każdym utworze dominują klawisze.
Wokalnie przeważa blackowy krzyk Flaurosa. Jednak jedynie w kawałku tytułowym, "Invitable Eclipse" oraz "Storm" nie słychać zmysłowego głosu Kasi. Mnie się on baaardzo podoba. Aby być obiektywnym muszę jednak dodać, że zdania na ten temat są podzielone... Ciekawostką wokalną są na "In the Flames..." także chórki (męskie, kobiece i mieszane, np. w "Secret Garden" i "Invitable Eclipse") oraz charczące melodeklamacje ("Invitable Eclipse", "The Dream"). W "Legend?" słychać również normalny męski głos.
Każdy niemal utwór (oprocz "Legend?" i "Theatre of Rapture") rozpoczna się klawiszowym, często bardzo symfonicznym (np. tytułowy kawałek) intrem.
Wielkim plusem tej płyty są także zróżnicowane tempa. Są utwory wolne i spokojne (tytulowy, "Theatre of Rapture") oraz szybkie i agresywne ("Storm"). Jednak tempa większości utworów nie da się jednoznacznie ocenić (na przyklad "Legend?" jest na początku bardzo szybkie, potem "obroty" automatu spadają o połowę aż w końcu tempo można określić jako wolne).
W podsumowaniu nie pozostaje mi nic innego. jak dać tej plycie 10 pkt. na 10 możliwych (lub, jeśli ktoś woli, 12 na 12 itd., itp.). Ludzie! Pędźcie do sklepów i kupujcie Darzamat!! Gwarantuję, że nie bedą to pieniądze wyrzucone!!!
Aha, jeszcze jedno - nie patrzcie na okładkę! Została zjebana (sorry za słownictwo, ale nie mogę się powstrzymać) przez Croon Rec. Darzamath dopiero parę dni temu (tj. pod koniec kwietnia) zobaczył jej ostateczną wersję - ohyda! A zapewniam Was, że pierwotna była przepiękna...
Materiały dotyczące zespołu
- Darzamat