- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dark Tranquillity "Zero Distance (EP)"
Zupełne nie spodziewałem się nowego materiału Dark Tranquility. I to może nawet lepiej, bo po niezbyt udanym (ale wciąż na wysokim poziomie, nieosiągalnym dla wielu innych grup) "We Are The Void" straciłem zainteresowanie zespołem.
Powodów ku temu było kilka - począwszy od powrotu do fascynacji In Flames, przez zwrócenie uwagi na kanadyjską scenę metalową z naciskiem na technicznych metalowców z Archons czy przywrócenie wiary w tego typu granie przez Insomnium. No i ostatecznie wzrost popularności Before The Dawn czy Eluveitie poważnie przysłonił mi to, co dzieje się w szeregach Dark Tranquility. Oczywiście praktycznie każdy z przytoczonych zespołów gra inaczej. Czy lepiej, czy gorzej nie ma tutaj najmniejszego znaczenia, ale sfera, po której wszystkie te grupy się poruszają, a mianowicie tak ochoczo hejtowany przez starszych słuchaczy melodyjny death metal, pozostawia bardzo szerokie pole do popisu.
Zatem czy na "Zero Distance" dostajemy cokolwiek nowego, świeżego i rewolucyjnego? Nie. Z jednej strony można to brać za dobrą monetę, bo na "stare" lata nie ma co kombinować, ale gdyby tak album ten rozebrać na czynniki pierwsze, to ze smutkiem stwierdzam, że wszystko to już było. Jak nie na przystępnym dla ogółu "Haven", to na chyba najlepszym w nowym millenium "Character". Czyli jest smutno, momentami wręcz przytłaczająco, ciężko i brutalnie - ale wciąż przebojowo. Tylko... To chyba za mało, by przekonać do siebie tych, którzy zespół dopiero co poznają, no i zadowolić oddanych fanów.
Spośród pięciu kompozycji, w tym jednej w postaci akustycznej miniatury ("Star of Nothingness"), wyróżnia się tytułowe "Zero Distance" z mocnym basowym kopem, solidną pracą bębnów i chyba jedynym godnym uwagi solo. A Mikael Stanne? Ano w formie, bawi się nawet efektami pod głos, ale zarówno muzycznie, jak i wokalnie - cała EP to po prostu dobre Dark Tranquility i nic więcej.