- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dark Tranquillity "Damage Done"
Jak najbardziej obiektywne - od momentu wydania debiutanckiego "Skydancera", Dark Tranquility zalicza się do ścisłej czołówki deathmetalowego grania. I choć sam death metal nie jest mi jakoś szczególnie bliski, a tego typu muzyki słucham raczej dość wybiórczo, to akurat dokonania Szwedów znam i lubię na tyle, że oczekiwałem ich nowej płyty z wielką niecierpliwością i dużymi oczekiwaniami. Wprawdzie przy różnych okazjach pozostawały one niespełnione, ale tym razem "Damage Done" przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ta płyta jest po prostu rewelacyjna!
Zniszczenie ukończone... Tytuł, który w pierwszej chwili zdaje się trochę banalny, nawet infantylny, bardzo szybko okazuje się rewelacyjnym wyrazem zawartości płyty. Muzycy tworzonymi dźwiękami naprawdę niszczą! Wokal Mikaela brzmi świetnie, czasem ma wyraz niemal demoniczny ("Cathode Ray Sunshine" czy "The Enemy"), innym razem bliski jest "normalnym" głosowym wyczynom (szczególnie w refrenach np. "Final Resistance", "Hours Passed In Exile"). Keyboardy jak zwykle brzmią elektronicznie, po "havenowsku" ("Monochromatic Stains", "The Treason Wall" czy "Damage Done").Nie brak także nieco klawiszowych teł czy fortepianowych wtrąceń ("Hours Passed...", "Single Part Of Two", "Format C: For Cortex"). Jak zwykle znakomita gra Andersa na zestawie perkusyjnym. Brutalne partie perkusyjnego łomotu przeplatane są mnóstwem przejść, załamań rytmicznych i zaskakujących zagrywek.
No i gitary... Brak słów na to, co panowie na nich wyrabiają. Każdy właściwie numer (poza nieco subtelniejszym kawałkiem finałowym) rozpoczyna się od nieziemsko energetyzującego riffu. Drapieżne, zajadłe, chwilami wręcz brutalne - a przy tym niesamowicie "chwytliwe". Niemożliwe połączenie okazuje się możliwe i osiągnęło pełnię na tej płycie! Na poprzednich wydaniach zespołu brakowało solówek. Tutaj jest ich pod dostatkiem. Dynamiczne, szybkie, melodyjne, w swym nieco neoklasycznym charakterze przypominające cudne zagrywki panów z Children Of Bodom.
Prawda jest taka, że każde nagranie na tej płycie po prostu KICKS ASS!! Są to kopniaki potężne i wysokiej klasy, wymierzane jeden po drugim, bez żadnego odpoczynku. Pierwszy kopniak, otwierający płytę "Final Resistance", przechodzi w niesamowite "Hours Passed In Exile". Potem jest okraszony genialnym duetem perkusyjno-gitarowym "Monochromatic Stains", a zaraz za nim "Singe Part Of Two" ze wspaniałą solówką. Po nim ciężkie i elektryzujące "The Treason Wall", a za moment cudnie "muśnięte" smyczkami "Format C: For Cortex". Kolejny, siódmy kopniak to tytułowe "Damage Done", a ósmy - mocno "uklawiszowiony" numer "Cathode Ray Sunshine". Jeszcze "tylko" na przemian ciężki lub subtelny "The Enemy", ogniście dynamiczny "Black Noise/White Silence" i piękny, instrumentalny "Ex Nihilo"...
"Damage Done" to dla mnie najlepsza album w historii Dark Tranquility, jedna z najlepszych jakie w życiu w ogóle słyszałem oraz jeden z moich największych faworytów do tytułu Płyta Roku 2002.