zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

recenzja: Dark Suns "Orange"

8.03.2012  autor: Szamrynquie
okładka płyty
Nazwa zespołu: Dark Suns
Tytuł płyty: "Orange"
Utwory: Toy; Eight Quiet Minutes; Elephant; Diamond; Not Enough Fingers; Ghost; That Is Why They All Hate You In Hell; Vespertine; Scaleman; Antipole
Wykonawcy: Maik Knappe - gitara; Torsten Wenzel - gitara; Jacob Muller - gitara basowa; Ekky Meister - instrumenty klawiszowe; Niko Knappe - wokal, instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Prophecy
Premiera: 2.12.2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Wpadłem niedawno, dość przypadkowo, na youtube'owy profil firmy wydawniczej Prophecy, gdzie można znaleźć utwory paru kapel - między innymi Dark Suns. Coś zaczęło mi dzwonić pod czachą i w końcu sobie przypomniałem, że widziałem tę grupę występującą jako support przed Pain Of Salvation w 2005 roku w Krakowie. Po tamtym koncercie wcale mnie nie zainteresowała. Wszystko, co po latach przypominam sobie z jej krakowskiego gigu, można zawrzeć w jednym zdaniu: paru szwabskich smutasów z wokalistą za bębnami, powodujących odruch ziewania. Przykro to stwierdzić, ale do koncertu zespołu, w którym głównym wokalistą jest perkusista, pasują doskonale, choć użyte w całkiem innym kontekście, słowa wypowiedziane w filmie "Copying Beethoven" przez odgrywającego jedną z głównych ról Eda Harrisa: "To jak pies chodzący na tylnych łapach. Nie może być zrobione dobrze, ale zadziwiające jest, że się w ogóle udaje".

I po latach, co się okazuje? Dark Suns wydali niedawno czwartą płytę, a gdy usłyszałem jej fragmenty, zrobiło mi się głupio, że tak łatwo skreśliłem kiedyś ten zespół. Potem zapoznałem się z całością i pomyślałem - popiół się przyda. Droga Ciemnych Słońc jest podobna do tej, jaką przeszli muzycy Opeth. Kapela braci Knappe również startowała grając dość zapętloną muzę z wokalistą mieszającym czysty, nierzadko delikatny wokal z growlem. Dziś po growlach nie ma śladu, a muzycznie formacja zawędrowała w rejony rocka progresywnego o zabarwieniu retro.

Dźwięki zawarte na płycie "Orange" umieściłbym gdzieś pomiędzy dokonaniami The Mars Volta, rock operami czy musicalami typu "Jesus Christ Superstar" oraz ostatnim wcieleniem Opeth. Marsjańska jest żywiołowość w graniu i "poszarpanie" kompozycji oraz ich muzyczne ADHD (rzecz jasna, nie chodzi tu o akordy A-dur itd.). Skojarzenie z rock operami i musicalami może wywoływać śpiew Niko Knappego. Gość zaprezentował bardzo wiele "twarzy" swojego głosu. Tutaj zaczynają się schody. Nie wszystkie barwy, których używa ten wokalista, są przekonujące. Stężenie sacharyny w głosie Niko czasami jest zbyt duże (np. zwrotka "Toy"). Do cukru wokalista dosypał czegoś w "Scaleman" i wyszło o niebo lepiej. Wspomnę też o zabawnej barwie głosu w niektórych częściach "That Is Why They All Hate You in Hell", gdzie słychać teściową, która zobaczyła zmutowanego szczura.

Wydaje się, że Niko chce pokazać nam bardzo szeroką paletę możliwości swojego głosu, zapominając że najistotniejsze jest, by przekazywać głosem różne stany emocjonalne. Tak więc Danielowi Gildenlowowi jeszcze nie dorównał. W tym momencie wpada pan Ranicki herbu Suche Komnaty (postać w filmie "Potop" grana przez Stanisława Łopatowskiego) i jednym cięciem niewidzialnej szabli rozwiewa wszelkie wątpliwości, mówiąc: "bo jemu nikt nie dorówna!". Porównanie do Opeth z płyty "Heritage" opiera się głównie na tym, że Dark Suns mają dość podobny pomysł na brzmienie. Dodatkowo pojawiająca się czasem pewnego rodzaju melancholia również łączy ich z Opeciakami.

Instrumentaliści na płycie "Orange" spisują się bardzo dobrze. Gitarzyści skupiają się na wspólnym budowaniu harmonii i nastroju. Całe szczęście unikają sytuacji typu jeden robi podkład, a drugi wciska solówki gdzie popadnie. Samo brzmienie gitar wywołuje u mnie pomruki zadowolenia, jak u kocura, który właśnie skończył moczyć pyszczek w tłustym mleku. Zgranie sekcji rytmicznej jest spoiwem tej nierzadko szalonej muzyki. Ukazuje je choćby fragment z onirycznym wokalem w "Eight Quiet Minutes". Jacob Muller to cichy bohater drugiego planu, taki Kyuzo (jeden z "Siedmiu Samurajów") tego albumu. Posłuchajcie, co robi np. w kawałku "Elephant".

Instrumenty klawiszowe często mają decydujący "głos". Całe mnóstwo smaczków, które zapodaje Ekky Meister, sprawia, że ta płyta nie ma prawa szybko się znudzić uważnemu słuchaczowi. Dęciaki dają radę, choć chciałoby się, żeby grały nieco więcej. Z drugiej strony - zdaję sobie sprawę, że występują na prawach gościa. W okolicach piątej minuty piosenki "Vespertine" trąbka i saksofon kłócą się albo już nawet targają za kudły, podczas gdy reszta zespołu sprawia wrażenie prujących traktorem przez wertepy.

Słychać w graniu Dark Suns niesamowitą witalność i desperacką wręcz chęć posmakowania wolności. Nie ma na płycie "Orange" utworu wymęczonego. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że muzycy mieli nadmiar pomysłów i musieli wybierać to, co im najbardziej pasowało do wizji krążka. Wyróżnia się bajeczny "Not Enough Fingers", będący pięcioma minutami podróży przez głęboką noc. Umiejscowienie tego kawałka w połowie płyty, pomiędzy utworami pełnymi dramatyzmu i napięcia, to strzał w dziesiątkę. A propos liczby 10, to dziesiąta kompozycja na tym albumie jest niezwykła. "Antipole", bo o nim mowa, jest wręcz epicki, a przy tym pozbawiony sztucznego nadęcia i pompy. Utwór "Vespertine" to już majstersztyk jakich mało.

Należy też wspomnieć o tym, jak album "Orange" prezentuje się od strony wizualnej. Szata graficzna - fakt, że kompakt wyglądem naśladuje płytę winylową, a nawet to, z jakiego rodzaju papieru zrobiono okładkę - to wszystko współgra z muzyką. Po jej wysłuchaniu mogę stwierdzić, parafrazując znane powiedzenie: Niemiec też potrafi... zagrać, nie stojąc na baczność. Pozostaje teraz czekać aż Ciemne Słońca ponownie wystąpią u nas, już z Niko w roli frontmana bez barykady. Oby tylko, zanim przyjadą, nie przyjechał wcześniej zegarmistrz światła... pomarańczowy.

Komentarze
Dodaj komentarz »
super
jesus69 (gość, IP: 83.6.199.*), 2012-04-08 18:40:07 | odpowiedz | zgłoś
9/10
Świetna recenzja
Theriss (gość, IP: 83.27.214.*), 2012-03-08 17:12:29 | odpowiedz | zgłoś
Zespół zaskakuje już nie pierwszy raz. Z płyty na płytę widać coraz to nowe zmiany w podejściu do muzyki. Po debiutanckim "Swanlike" łatwo można było zaszufladkować zespół (tak jak zrobił to autor recenzji)w doomowych klimatach, bo kto by się spodziewał tak drastycznych zmian! Niezmienna natomiast pozostała tylko pasja członków zespołu którą, słychać w każdej zagranej i wyśpiewanej nucie płynącej z głośników(chociaż moim zdaniem gdyby nie głos Niko Knappego zespół stracił by conajmniej połowę swojego uroku ).
Polecam płytę z czystym sumieniem
i z dużą niecierpliwością czekam na następne dzieło które, być może ukaże nam kolejne oblicze Dark suns
dark suns
pik (gość, IP: 79.163.5.*), 2012-03-08 15:33:43 | odpowiedz | zgłoś
heh mam podobne wspomnienia, ja widziałem ich w 2006r. razem z riverside w progresji i wtedy także mnie nie zainteresowali. no cóż, ale jeśli dzis 'formacja zawędrowała w rejony rocka progresywnego o zabarwieniu retro' to chyba warto płytkę obadać- może spodoba mi się jak Heritage? hm. zobaczymy. dzięki za reckę

Oceń płytę:

Aktualna ocena (74 głosy):

 
 
55%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?