- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dark Side Cowboys "The Apocryphal"
Nie, nie jest to bynajmniej mroczne country, bo to od razu przyszło mi na myśl, kiedy przeszukując regały z kasetami, mój wzrok zatrzymał się na kowbojach. Umieszczone na wkładce zdanie: "They came to search for the truth, they found a lot more..." zaintrygowało mnie na tyle, by "posiąść" ową kasetę. Przyznaję ze skruchą, że pierwsze przesłuchanie nie wypadło na korzyść Dark Side Cowboys. Kaseta poszła więc na półkę i zasnęła tuż obok takich kapel jak Decoryah czy Giant Causeway. I stałaby tak pewnie do dzisiaj, gdyby nie PKP... W ferworze pakowania rzuciłam do plecaka pierwszą lepszą kasetę, a los chciał, że był to akurat "The Apocryphal". W miarę odsłuchiwania po raz n-ty z rzędu (zaleta walkmana z autorewersem) zaczęłam dostrzegać specyfikę (?) muzyki prezentowanej przez trójkę ambitnych Szwedów.
Może krótko o samym zespole. Powstali w roku 1993 w północnej Szwecji jako kapela grająca rocka alternatywnego. Z czasem ich nagrania zaliczone zostały do rocka progresywnego/gotyckiego. Osobiście podciągam ich ostatni materiał pod bardzo modny w zachodniej Europie dark wave. W podstawowym składzie grają Nik Carlsson, Viveka Stombrg, Andreas Lstrom. I jeszcze ciekawostka, w zespole nie ma podziału na gitarzystę czy bębniarza - każdy gra na każdym instrumencie i tylko wymieniają się rolami. "The Apocryphal" reklamowana była jako muzyczna opowieść w stylu Tolkiena. Rzeczywiście, są momenty, gdy przenosi nas w jakiś zgoła nierealny świat, gdzie słychać przelatujące ptaki i szmer strumienia, są momenty, że mozna "poszybować" nad niekończącą się przestrzenią i zachłysnąć się wolnością. Album przypomina czasem dokonania The Cure ("Tears for you", "Black debonair"), czasem Fields of the Nephilim ("As I see you", "Deep"), czasem Nosferatu ("Princess"), a czasem nawet Clannad ("Dust")... w sumie stara szkoła europejskiego rocka.
Warto chyba sięgnąć po ten LP i odpocząć od wszędobylskiego industrialu, bo nie s słychać tu żadnych zimnych syntezatorowych wzbogaceń czy samplerowych przekształceń. Są za to tradycyjne instrumenty takie jak pianino czy skrzypce. Warto wreszcie sięgnąć po tę kasetę (bądź CD) nawet po to, by odczuć pewnego rodzaju deja vu. Dobry rock bowiem nigdy nie umiera...