- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dark Funeral "Attera Totus Sanctus"
Nigdy nie byłem fanem diabłów z Dark Funeral i chyba nigdy takowym się nie stanę. Kolejny album, piąty w dyskografii, nie zmienił moich odczuć.
Jak zwykle szatany ze Sztokholmu serwują nam kanonadę przytłaczającego i nieco męczącego black metalu. Album zaczyna się co prawda całkiem obiecująco, ponieważ dwa pierwsze utwory są relatywnie najmniej monotonne. "King Antichrist" oraz "666 Voices Inside" to chyba najsilniejsze punkty "Atttera Totus Sanctus". Kolejne utwory z każdą upływającą sekundą przynoszą systematyczną kumulację nudy. Niby nie mogę się przyczepić do poszczególnych tracków, niby wszystko jest zagrane i wyprodukowane na wysokim i równym poziomie, ale z każdym dźwiękiem opanowuje mnie natrętna myśl: kiedy ta płyta się wreszcie skończy...
Dlaczego ekipa Magusa Caliguli (bo do miana Cesarza to on nawet nie powinien pretendować) nie przekonuje mnie? Winą za to, w głównej mierze, obarczam nieustanne poruszanie się w obrębie dawno wypróbowanych schematów, które zapędziły zespół w ślepy zaułek. Dodatkowo kompozycjom najzwyczajniej brakuje polotu, utwory sprawiają wrażenie "kwadratowych" i wtórnych. Może też jest to wynik tego, że obcując z rodzimymi piewcami czarnego metalu przyzwyczaiłem się do twórczości na wysokim poziomie. Odnoszę wrażenie, ze takie hordy jak Thunderbolt czy Infernal War prezentują muzykę o wiele ciekawszą, charakteryzującą się znacznie wyższym poziomem artystycznym, niszcząc pomysłami i feelingiem przereklamowane pisanki ze Skandynawii. Może też jest to wina tego, że Szwedzi podczas niegdysiejszej wizyty w Polsce, na festiwalu Novum Vox Mortiis, upijali się ponoć dwoma Warkami Strong? Szanującym ekstremistom nie przystoi najzwyczajniej w świecie posiadanie tak słabego łba!
Porzucając żarty, mamy do czynienia z płytą ze wszech miar przeciętną, która zadowoli co najwyżej zdeklarowanych fanów zespołu. Poszukującym świeżości w ekstremie polecam w ostateczności, na wyraźne, własne ryzyko.