zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

recenzja: Danzig "Deth Red Sabaoth"

27.03.2011  autor: Szamrynquie
okładka płyty
Nazwa zespołu: Danzig
Tytuł płyty: "Deth Red Sabaoth"
Utwory: Hammer Of The Gods; The Revengeful; Rebel Spirits; Black Candy; On A Wicked Night; Deth Red Moon; Ju Ju Bone; Night Star Hel; Pyre Of Souls; Infanticle; Pyre Of Souls: Seasons Of Pain; Left Hand Rise Above
Wykonawcy: Glenn Danzig - wokal, instrumenty klawiszowe, gitara, gitara basowa, instrumenty perkusyjne; Tommy Victor - gitara, gitara basowa; Johnny Kelly - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Evilive Records, AFM Records
Premiera: 22.06.2010
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Kolejna płyta Danzig. Kolejne doniesienia o powrocie do korzeni. Kolejne rozczarowanie? Historia zespołu dowodzonego przez "złego Elvisa" tak się potoczyła, że większość słuchaczy każdy album opublikowany po 1996 r. rozpatruje w kontekście czterech pierwszych wydawnictw nagranych przez klasyczny skład. Wiąże się z tym pewna zagadka - pytanie. Na ile geniusz najstarszych płyt grupy wynika z geniuszu Glenna? To jednak temat na inną opowieść.

Utwory grupy Danzig od zawsze miały dość prostą budowę i sprawiały wrażenie "napisanych" na próbach. Podobnie jest na "Red Deth Sabaoth", niektóre kawałki kończą się, jakby zespół nie wiedział, że są rejestrowane. Muzyka jednak nie nuży oklepanymi schematami, choć takie są w niej stosowane. Dzieje się tak, ponieważ zespół nie gra, jakby się składał z zaprogramowanych robotów: nuta w nutę, lecz porusza się według dość ogólnego szkicu, który narysował Glenn. Swoją kartkę z instrukcją dotyczącą solówek zgubił chyba Tommy Victor (może jej nie dostał?). Jego sola często fajnie się zaczynają, ale po paru chwilach irytują pogonią za... (niech każdy sobie dopowie za czym). Tommy jednak świetnie spisuje się w gitarach rytmicznych, szczególnie jeśli chodzi o brzmienie. Jest ciekawie i bardzo klimatycznie. Np. w ostatnim na płycie "Left Hand Rise Above" czy "Black Candy". Często ścieżki gitar są dość gęste, tworzą duszną i przytłaczającą atmosferę, jak w "Night Star Hel", lub tkają fajny podkład, jak w "Rebel Spirits". W tej gęstwinie gitar znika basówka. Na początku "The Revengeful" nie ma jej wcale. No cóż, w zespole w czasie sesji nie było basisty z prawdziwego zdarzenia i to słychać, choć przy tej gęstwinie gitar Victora może to i dobrze. Perkusję nagrał Johnny Kelly znany z Type O Negative. Jest żywiołowo i prosto w paszczę, bez fajerwerków. W "Rebel Spirits" pojawiają się, nieczęste w muzyce Danzig, dwie stopy i świetne przejścia a'la John Bonham. Dla odmiany w "Black Candy" za perkusją zasiadł sam Glenn i... to słychać. Pewnie Kelly grał ten numer za czysto. A złoża brudu na "Deth Red Sabaoth" są pokaźnej miąższości, więc nawet rozchwiana gra Glenna przejdzie. Wsłuchajcie się też w "Deth Red Moon", a usłyszycie tamburyn, na którym pewnie też gra Glenn, no chyba, że Kelly był po skrzynce Corony. Glenn jednak w tym utworze potwierdza swoją klasę wokalną. W "Ju Ju Bone" śpiewa tak, że staniki same powinny się rozpinać. Elvis żyje w jego głosie. Linie wokalne są kapitalne. Luźne i z bluesowym feelingiem.

Album trzyma równy i wysoki poziom. Jedynie "Pyre Of Souls: Seasons Of Pain" dłuży się nieco. Słychać odwołania do przeszłości, np. początek płyty to żwawy numer przypominający początek albumu "How The Gods Kill" (tyle, że tam zaczynała perkusja, a na nowej płycie gitary). "Deth Red Moon" przywołuje na myśl kultowe "Mother", ale tylko na początku utworu. "On A Wicked Night" równie dobrze mogłoby się znaleźć na drugim wydawnictwie Danzig.

Okładka powinna zachwycić każdego fana estetyki Glenna Danziga. Wewnątrz książeczki "zamazane" zdjęcia świetnie oddają "brud" dźwiękowy albumu. Ciekawe, czy pani, której fotki ozdabiają wnętrze, gra w horrorach klasy B, czy nieco innych filmach. Fakt, że fotograf załapał metkę na majteczkach może wskazywać na filmy p... klasy B (wybaczcie ten dziwaczny wywód, ale mam okładkę przed sobą, gdy piszę te słowa).

Każdy, kto słucha Danzig od lat, znajdzie na "Deth Red Sabaoth" to, co trzeba: mrok, wpływy bluesa i Black Sabbath, jakąś bliżej nieokreśloną i nieokiełznaną energię oraz głos mistrza, który sprawia, że jeśli jakiś zespół bierze na warsztat jego piosenki, to na starcie pada jak Justyna Kowalczyk na finiszu.

Komentarze
Dodaj komentarz »
jak ja kochałem ten zespół
wac (gość, IP: 62.21.49.*), 2012-10-25 15:41:20 | odpowiedz | zgłoś
póki nie wydali 777 miałem ich (jego) za bezbłędnych - nawet mimo 5 i 6, które lubię - ale od czasu tego gówna wycierającego sobie biednym lucyferkiem gębę straciłem zapał do słuchania sapiącego i brzuchatego Glenna
soundfromhell
pik (gość, IP: 79.163.18.*), 2012-02-06 17:04:33 | odpowiedz | zgłoś
bardzo dobrze/świetnie
Płyta...Pani
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-03-27 16:00:41 | odpowiedz | zgłoś
Płytę jako stary fan miałem w dniu premiery. Spodobała mi się bardzo. Klasyczny Danzig z okolic 3 pierwszych materiałów. W zasadzie dla mnie bez różnicy bo cybernetyczne wcielenia Danziga też bardzo lubię. Na pewno lepsza niż Circle Of Snakes, jakoś lepiej się słucha. Niestety z tzw. okresu po IV i tak najbardziej nadal podobają mi się Satans Child i I Luciferi, uwielbiam ich masywne brzmienie. Pozdro.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (134 głosy):

 
 
59%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Danzig

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk

Sodom "In War And Pieces"
- autor: vaderhead
- autor: Megakruk

Hate "Erebos"
- autor: Łukasz Sputowski
- autor: EmilRegis
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?