- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Damageplan "New Found Power"
Damageplan to nowa kapela Vinnie'ego Paula i Dimebaga Darrella z Pantery, zespołu znanego chyba wszystkim miłośnikom nieco nowocześniejszego łomotu. Po rozpadzie Pantery panowie postanowili udowodnić światu, że rozstanie z Philem Anselmo nie oznacza końca ich muzycznego bytu. Czy skutecznie?
Powiem od razu, że nie lubię, gdy zespół składa obietnice bez pokrycia. Zarówno nazwa kapeli, jak i tytuł płyty oraz poszczególnych utworów, a także buńczuczne zapowiedzi na oficjalnej stronie internetowej każą spodziewać się wgniatającej z podłogę dawki czadu. Niestety, te nadzieje nie zostają spełnione. Materiał poza nielicznymi momentami utrzymany jest w raczej średnich tempach i, jak się przekonałem, może spokojnie służyć jako tło muzyczne podczas pracy. O wiele cięższe i szybsze utwory wychodziły spod ręki Vinnie'ego i Dimebaga podczas ich działalności w Panterze (chociażby na "Far Beyond Driven").
Skoro więc nie można liczyć na powalający zastrzyk energii, to co Damageplan proponuje w zamian? Moim zdaniem niewiele ponad odgrzewane kotlety. Słuchając "New Found Power", co chwilę łapałem się na pytaniach w rodzaju: "Skąd ja znam ten riff? No tak, 'Cowboys From Hell'... A ta solówka? Już wiem - to z 'Vulgar Display of Power'". Takich chwil muzycznego deja vu jest na albumie bez liku. Jestem w stanie wybaczyć autoplagiat artystom o dorobku idącym w dziesiątki płyt, ale w tym przypadku to nieporozumienie. Nie po to człowiek wydaje ciężko zapracowane pieniądze na płytę nowej kapeli Vinnie'ego i Dimebaga, aby usłyszeć ponownie te same wyświechtane patenty (do tego bez Phila Anselmo na wokalu :) ).
Żeby nie być niesprawiedliwym, muszę przyznać, że jest na płycie kilka fajnych utworów, choćby otwierający, skoczny "Wake Up", klimatyczny "Pride", dość klasycznie skonstruowany "Save Me", wolny "Moment of Truth", czy utwór tytułowy. Jednak w większości album wypełniają co prawda poprawne, ale do bólu wtórne kompozycje, w których muzycy kopiują rozwiązania znane nam z płyt zarówno Pantery, jak też kilku innych kapel (Miejscami pobrzmiewa Sepultura, a za "Explode" zespołowi grozi wizyta prawników Fear Factory). Dość przeciętnie wypada też jedyna ballada na płycie, zagrana z Zakkiem Wyldem "Soul Bleed", utrzymana w estetyce solowych dokonań Zakka z chórkami w stylu Alice in Chains i podszyta tandetnymi smykami z klawisza. Może zamiast udawać się na poszukiwanie mocy, należało raczej poszukać nowych ciekawych pomysłów?
Płytę polecam wyjątkowym koneserom kto wie być może tacy sie znajdą. Miłośnikom bardziej wyszukanego grania radze omijać ten album szerokim łukiem.
Mi pozostaje sięgnąć po niezapomniane płyty Pantery i wspominać tego niesamowitego gitarzystę który odszedł zdecydowanie za wcześnie jednak jego geniusz pozostanie. Dlatego wole słuchać jego gry w najlepszym wydaniu którego na Damageplan mimo szczerych chęci nie mogłem dostrzec