zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

recenzja: The Cure "Disintegration"

12.02.2001  autor: Margaret
okładka płyty
Nazwa zespołu: The Cure
Tytuł płyty: "Disintegration"
Utwory: Plainsong; Pictures Of You; Closedown; Lovesong; Last Dance; Lullaby; Fascination Street; Prayers for Rain; The Same Deep Water As You; Disintegration; Homesick; Unitiled
Wykonawcy: Robert Smith - gitara, instrumenty klawiszowe, wokal; Simon Gallup - gitara basowa, instrumenty klawiszowe; Porl Thompson - gitara; Boris Williams - instrumenty perkusyjne; Roger O'Donnell - instrumenty klawiszowe; Laurence Tolhurst - inne instrumenty
Wydawcy: Fiction Records
Premiera: 1989
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Czy muzyka może być lekarstwem dla "obolałej" duszy? Czy emocje w niej zawarte mogą do złudzenia przypominać własne odczucia, myśli i pragnienia? Czy wreszcie słowa z niej płynące mogą być dźwiękowym odpowiednikiem pamiętnika? Jest tylko jedna odpowiedź na wszystkie te pytania. Odpowiedź twierdząca. Odpowiedź podparta muzycznym dowodem... Trudno zresztą się temu dziwić, gdy już sama nazwa zespołu jest specyficznym rodzajem Lekarstwa...

To nie czas i miejsce, by raz jeszcze przypominać o wyjątkowym miejscu The Cure w krainie rocka. Takie wspominki byłyby dla wielbicieli tej grupy banałem, zaś przeciwnicy na pewno i tym razem nie uwierzyliby, że "Pornography", "Faith" czy "Disintegration" to jedne z najoryginalniejszych muzycznych dzieł lat osiemdziesiątych. Wielka trójka... Pełna smutku i przejęcia trylogia (oczywiście traktowana dość umownie, termin "trylogia" oznacza w tym przypadku najlepsze płyty). Dźwiękowy portret ludzkiego życia... Nie mogłam przejść obojętnie obok tego zespołu. Nie po tym, jak usłyszałam "Disintegration".

To był pierwszy album Lekarstwa, z którym się zetknęłam. Wcześniej znałam ich tylko z pojedynczych piosenek (nieśmiertelne "Boy's Don't Cry"), a poza tym jakoś tak bardziej ciągnęło mnie w stronę cięższego uderzenia. Jednak już pierwsze przesłuchanie wywołało u mnie coś na kształt szoku. Było tam wszystko to, co w muzyce kocham najbardziej - piękno, smutek, poczucie osamotnienia. Totalna dezintegracja... The Cure urzekło mnie swą niezwyczajną zwyczajnością, wręcz prostotą. Bo przecież ich kompozycje nie są jakoś szczególnie zawiłe i skomplikowane - przeciwnie, konstruowane są przy pomocy tradycyjnych rockowych instrumentów (ten fantastyczny bas - choćby w "Fascination Street"), łatwych do zapamiętania schematów muzycznych. A jednak właśnie ta prostota podnosi ich twórczość do miana sztuki. Bo choć grać w ten sposób mogło wielu, to jednak nikomu nie udało się wykreować tak przejmującej atmosfery. Atmosfery pełnej jakiegoś przenikliwego chłodu i przeraźliwie szczerego smutku. No i te teksty (może raczej poezja) - opowiadające o niespełnionych nadziejach, przemijaniu, utraconych uczuciach ("Last Dance", "The Same Deep Water As You", "Pictures of You"). Do tej układanki koniecznie należy dołączyć niesamowity dramatyzm i charyzmatyczny, pełen ekspresji wokal Roberta Smitha. W tytułowym kawałku "wyrzucany" tekst bardziej niż śpiew przypomina słowa wypowiadane pod wpływem danej chwili, pod wpływem jakiegoś zdarzenia (jak sugeruje tytuł niezbyt przyjemnego). Przez długi czas nie byłam w stanie słuchać dwóch ostatnich kawałków z "Disintegration", wydawało mi się bowiem, że psują one nieco dramatyzm wykreowany przez utwór tytułowy. Dla mnie po czymś takim mogła nastać tylko cisza... Sam na sam z własnymi myślami... Jednak w końcu się przełamałam - "Homesick" i "Untitled" są tu po to, by rozpalić płomień nadziei. Bo mimo wszechobecnego zimna znaleźć można na "Disintegration" chwilowe przebłyski szczęścia i radości - choćby w dobrze znanym "Lullaby", czy w "Lovesong". Ten ostatni utwór to niby taka banalna, wręcz popowa piosenka (o wiecznej miłości!). A jednak jest w niej coś magicznego, niespotykanego. Bo przecież prostota to jeden z najlepszych atutów The Cure. Prostota utkana z arystokratycznego wdzięku.

"Disintegration" doskonale sprawdza się jako dźwiękowe tło do wieczornych spacerów po zatłoczonych ulicach (fascynacji?). To tak jakby ktoś jednym magicznym przyciskiem wyłączył odgłos świata. Zabiegani ludzie, szczęsliwe pary, nędzni żebracy, porzuceni kochankowie, bezimienne postacie... wszyscy oni biorą udział w przedstawieniu, są niczym marionetki, którym muzyka układa scenariusz. Brzmi tak, jakby była dźwiękowym odzwierciedleniem myśli i serca. Pełno w niej chłodu, ale i piękna. Pełno szczerości i zaangażowania. The Cure doskonale wiedzą jak to zrobić. Zaufaj i podążaj wraz ze mną na Ulicę Fascynacji...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: The Cure "Disintegration"
fanka z Opola (gość, IP: 31.11.129.*), 2022-12-30 19:39:31 | odpowiedz | zgłoś
No i byłyśmy z córką na koncercie The Cure !!!!! 20 października 2022r. w Krakowie. Ależ to było przeżycie!!!! Ja na tą chwilę czekałam ponad 30 lat. Ciary na ciele jak sprzed lat ..... kiedy po raz pierwszy słuchałam płyty Disintegration a w moje komórki wnikały wszystkie jej mroczne dźwięki . Bezcenne i ponadczasowe! Robert Smith w doskonałej kondycji wokalnej. Zagrał kilka utworów z płyty Disintegration, a co mnie "powaliło" to podkład muzyczny przewodni z mojego najukochańszego utworu "The same deep water as you" z charakterystycznymi grzmotami piorunów. Córka zachwycona ich ogromnym potencjałem i oddziaływaniem już na trzy pokolenia ! Teraz z córką czekamy na nową płytę The Cure :)
re: The Cure "Disintegration"
pik (gość, IP: 79.191.160.*), 2019-04-08 15:58:20 | odpowiedz | zgłoś
''Córka powiedziała mi że miałam olbrzymie szczęście że dorastałam w latach osiemdziesiątych.''
- a ja, że dorastałem w latach dziewięćdziesiątych :P
ok. choć 'dzisiaj' z perspektywy czasu.. szkoda, że nie urodziłem się jednak kilka lat wcześniej np. w 1974 r.
re: The Cure "Disintegration"
starysłuchacz (gość, IP: 79.186.112.*), 2019-04-07 08:14:00 | odpowiedz | zgłoś
Również dołączam do wielkich miłośników wszystkich płyt The Cure. Po raz pierwszy ich usłyszałem oczywiście w Trójce w audycjach red. Tomasza Beksińskiego...RIP. Do dziś pamiętam te jego tłumaczenia tekstów a niektóre audycje mam ciągle nagrane na kasetach magnetofonowych(trzeba tylko pamiętać aby co kilka lat albo przewinąć taśmę albo po prostu ją przesłuchać aby zapis nie uległ degradacji). Tak,tak The Cure świetnie brzmią na winylach i z kaset, w ogóle ich muzyka jest do słuchania i nie zastanawiania się czy to stara czeszcząca płyta czy nowy de lux edition.
re: The Cure "Disintegration"
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2019-04-07 18:58:12 | odpowiedz | zgłoś
Hmmm...ciekawa teoria, że taśma ulega degradacji od niesłuchania. Mam kasety, które mają dwadzieścia kilka lat i fakt, że niektóre nie brzmią dobrze, ale to przez uszkodzenia czy defekty powstałe lata temu. Natomiast te, które tych uszkodzeń nie mają brzmią normalnie. Zresztą trwałość nośników to temat na rozprawę naukową.
re: The Cure "Disintegration"
starysłuchacz (gość, IP: 79.186.112.*), 2019-04-07 23:30:17 | odpowiedz | zgłoś
Tak, masz rację, nie chodzi o nie słuchanie tylko o właściwe przechowywanie i to oczywiście nie jest moja teoria tylko gdzieś to przeczytałem. Pamiętam jeszcze , że taśmy należy przechowywać zawsze przewinięte do końca, do rozbiegówki. A z tą degradacją to już sam nie wiem ale rzeczywiście stare żelazówki mocno brudziły głowicę i w ogóle cały napęd więc tych się pozbyłem. Pozdrawiam miłośników czarnych płyt i kaset magnetycznych no i oczywiście, jak mawiał red. Beksiński, miłośników kiurczaków.
re: The Cure "Disintegration"
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2019-04-08 14:16:53 | odpowiedz | zgłoś
No nie jestem technicznym geekiem, ale na logikę wydaje się, że nośniki niszczą się bardziej od natężonej eksploatacji niż od nieużywania. Np winyle zrysowane od słuchania.
re: The Cure "Disintegration"
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2019-04-08 14:21:30 | odpowiedz | zgłoś
CD też dają jeszcze radę, o ile nie mają uszkodzeń mechanicznych, chociaż z drugiej strony nie mam jakichś takich baaaaardzo starych.
re: The Cure "Disintegration"
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2019-04-06 13:43:50 | odpowiedz | zgłoś
Co tu dużo pisać, arcydzieło i tyle, najlepsza płyta The Cure i jedno ze szczytowych dokonań new wave i gotyckiego rocka.
re: The Cure "Disintegration"
Fanka z Opola (gość, IP: 88.156.135.*), 2019-04-05 00:02:33 | odpowiedz | zgłoś
Płyty Disintegration słuchałam w klasie maturalnej. Przewróciła moje ideały do góry nogami. Do dziś pamiętam jak każda moja cząstka trzepotała a świat wirował w mojej głowie. Dziś mam już dorosłe dzieci. Razem z córką, która za miesiąc zdaje maturę słuchamy The Cure i czujemy to samo. Córka powiedziała mi że miałam olbrzymie szczęście że dorastałam w latach osiemdziesiątych. Tak rzeczywiście miałam to szczęście. Czekamy na wolny wyjazd na koncert!
różne oblicza albumów
Marcin Kutera (wyślij pw), 2012-09-02 09:53:42 | odpowiedz | zgłoś
Jak dla mnie to Pornography rządzi, chodź Desintegration też jest bardzo dobra, mimo że już skierowana bardziej w kierunku pop, za to pornography to mroczna, genialna droga twórczości Mr Smitha
« Nowsze
1

Oceń płytę:

Aktualna ocena (396 głosów):

 
 
95%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

King Crimson "In the Court of the Crimson King"
- autor: Grzegorz Kawecki

Pink Floyd "Wish You Were Here"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: GSB
- autor: Tomasz Klimkowski

Armia "Legenda (reedycja)"
- autor: ad

Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot

Led Zeppelin "II"
- autor: Kajetan Pawełczyk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?