zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

recenzja: The Cure "Bloodflowers"

6.12.2002  autor: Shagrath
okładka płyty
Nazwa zespołu: The Cure
Tytuł płyty: "Bloodflowers"
Utwory: Out of This World; Watching Me Fall; Where the Birds Always Sing; Maybe Someday; The Last Day of Summer; There is no if...; The Loudest Sound; 39; Bloodflowers
Wydawcy: Universal Music
Premiera: 2000
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Dla A...

O tym albumie napisano już chyba wszystko... Większość fanów powoli traciła nadzieję na to, że The Cure uda się powrót w wielkim stylu i nagranie czegoś na miarę "Pornography" czy "Disintegration". Sam już nie bardzo w to wierzyłem. Bo nie ukrywajmy - ostatnie dokonania tego zespołu dalekie były od geniuszu wspomnianych płyt. I w końcu, pewnego dnia, w sklepach pojawiła się płyta "Bloodflowers". Mimo że krążek zbierał jak najbardziej pozytywne recenzje, jakoś go nie kupiłem. Teraz wiem już dlaczego, ale o tym będzie potem.

Prawdę mówiąc, nie wiem, jak zabrać się do tej recenzji. Po tygodniu obcowania z tym albumem stwierdzić mogę tylko jedno - jest to płyta genialna. I boję się, że moja słowa nie oddadzą w pełni tego geniuszu. Mimo to spróbuje trochę napisać o tym krążku.

The Cure zacząłem słuchać pod wpływem pewnej wyjątkowej dla mnie osoby i mimo że teraz niestety nie ma już tego kogoś, The Cure pozostało i na zawsze będzie dla mnie czymś niezwykłym i bardzo ważnym w moim muzycznym (i nie tylko) życiu. Zawsze będzie wywoływał pewne emocje, budował pewną atmosferę, przywoływał wspomnienia. A jeśli chodzi o atmosferę; najnowsze dzieło jest jednym z najbardziej klimatycznych albumów, jakie słyszałem w życiu. Jest piękny i uważam, że jeśli raz się go pokocha, będzie towarzyszył przez całe życie. Ze względu na klimat i teksty będzie z nami głównie w smutnych chwilach. Bo choć The Cure nagrał też trochę "wesołych" piosenek, dla mnie zawsze będzie jednak zespołem do słuchania "na smutno". I nie boję się napisać, że według mnie "Bloodflowers" bije na głowę wszystkie albumy, które w jakiś sposób chciały budować nastrój samotności, smutku i melancholii. Drugiego tak smutnego dzieła po prostu nie ma i wydaje mi się, że dłuuuugo nie będzie.

Jakie są właściwie te "Krwawe kwiaty"? Tak jak już wspomniałem; bardzo smutne. W każdym utworze, w każdej nucie i w każdej linijce tekstu czuć zrezygnowanie. Czyżby to koniec wieku (album ukazał się w 2000 roku, czyli już po całej "gorączce milenijnej") wzbudził w Robercie - który zawsze należał do tych wrażliwszych ludzi - takie odczucia? Być może, ja jednak radziłbym traktować ten album bardziej wewnętrznie. Bo tak naprawdę ta płyta skierowana jest do każdego z nas; do tego, co czujemy, co mamy w środku. Nie sposób jej słuchać tak po prostu, dla rozrywki. Trzeba do tej płyty dojrzeć. Musi nadejść odpowiedni moment, aby "Bloodflowers" zdołało wniknąć głęboko do naszej duszy. Dla mnie ten moment właśnie nadszedł i dlatego jestem tak zafascynowany tym krążkiem. Płytka czekała sobie spokojnie dwa latka, aż do momentu, kiedy będę gotów i ją odkryję. To po prostu wulkan uczuć. Uczuć, których większość z nas nie chciałaby odczuwać zbyt często, ale które zawsze występują w naszym życiu. Smutek, depresja, zwątpienie, samotność, melancholia - to jest pięciowyrazowa charakterystyka "Bloodflowers". I na dobrą sprawę tak powinna wyglądać ta recenzja. Bo tę płytę każdy musi odkryć sam, przeżyć ją wewnątrz siebie. Tylko wtedy w pełni będzie mógł zrozumieć, że jest to dzieło niezwykłe. W związku z tym nie będę was zachęcał do kupna. Tak jak w moim przypadku, dla każdego nadejdzie właściwy moment. Moment, w którym sięgnie po "Krwawe kwiaty" i uda się w podróż do swojego serca, swojej duszy. Posłuchajcie choćby utworu "There Is No If". Czy jest ktoś, kto reaguje zupełnie bez emocji, kiedy Robert śpiewa: "Remember the first time I told you I love you..."? The Cure nagrało album niezwykły, uduchowiony i po prostu piękny. Album w sam raz do słuchania teraz, w długie jesienne wieczory. Mam tylko nadzieję, że macie kogoś, kto będzie siedział obok Was, kiedy będziecie słuchali "Bloodflowers". Kogoś, kogo będziecie mogli przytulić, kiedy smutek i samotność płynąca z głośników stanie się nie do zniesienia. Ja niestety nie mam już takiej osoby... I chyba właśnie dlatego tak często sięgam po "Bloodflowers"...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: The Cure "Bloodflowers"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-04-30 20:48:19 | odpowiedz | zgłoś
Dla mnie płyty, które wymiatają to Seventeen Seconds i Faith.
Lubię też bardziej punkowe oblicze zespołu na Three Imaginary Boys.
re: The Cure "Bloodflowers"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-04-30 11:19:42 | odpowiedz | zgłoś
Recenzję czyta się z ciekawością, bo autor ukazuje w niej jak muzyka wpływa na odczucia i może obrazować wnętrze.

Ale, właśnie.... brakuje trochę informacji o samej muzyce. A płyta różni się choćby od Wish, która jest zbiorem piosenek, czy równie przeciętnej Wild Mood Swings.
re: The Cure "Bloodflowers"
wac
wac (wyślij pw), 2014-04-30 11:36:59 | odpowiedz | zgłoś
o panie - nie zgadzam się!!! WIld Mood Swings ma kilka fillerów ale Want, This is a Lie, Round & Round, Gone, 13th i jeszcze kilka innych to wspaniałe kawałki!!! ta płyta jest maniakalno-depresyjna, to najlespze określenie tego co na niej jest - radość jakby taka desperacka albo dół

a Bloodflowers to z deka przyciężkawe Disintegration, choć niezła to jednak bez większego polotu i wydana w epoce gdy nikt już o tym nie mógł usłyszeć
re: The Cure "Bloodflowers"
RadomirW (gość, IP: 193.219.114.*), 2014-04-30 13:49:10 | odpowiedz | zgłoś
Bloodflowers z tymi różnymi samplami i elektroniką akurat dobrze się wpisuje w muzyczny pejzaż przełomu wieków i na pewno w momencie ukazania się była to płyta na czasie i przez fanów została doceniona w przeciwieństwie do Wild Mood Swings. A że nawiązuje stylistycznie do Disintegration, to dla mnie nie jest żaden zarzut. Za to kolega Wolrad wypisuje dziwne rzeczy że Wish jest płytą przeciętną. Poza 1-2 słabszymi utworami, reszta to same zajebiste utwory i świadectwo wielkiego talentu kompozytorskiego Smitha.
re: The Cure "Bloodflowers"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2014-04-30 15:41:32 | odpowiedz | zgłoś
to jeśli RadomirzeW nie możesz pojąć fenomenu Pornography to tak naprawdę chyba nie trafia do Ciebie klasyka rocka gotyckiego (tego właśnie wczesnego, śmiem twierdzić, że ten etap rocka (od 1979-1986)jest dla Ciebie niezrozumiały). Disintegration i Bloodflowers to płyty dobre, ale one obydwie są raczej depresyjne i do tego odchodzą z mroku w taki niezależny, infantylny pop.
re: The Cure "Bloodflowers"
pik (gość, IP: 83.9.16.*), 2014-04-30 17:46:11 | odpowiedz | zgłoś
Pornography to moja ulubiona płyta The Cure ale słucham też innych albumów
re: The Cure "Bloodflowers"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2014-04-30 19:06:43 | odpowiedz | zgłoś
Pornography wgniata w fotel poprostu. To jest wręcz wzorcowy album cold wave.

Jest mroczny, patetyczny, ciągnie się jak walec, jednocześnie zaskakuje swoimi kompozycjami, mocno rytmicznymi (ascetycznie) i lekko jakby energicznymi, na podłożu punkowym.
re: The Cure "Bloodflowers"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-04-30 20:43:12 | odpowiedz | zgłoś
Wish płytą wybitną? Owszem była sukcesem komercyjnym, pamiętam,że Friday I'm In Love było stale obecne w mediach. Ale to tyle. Bo to niższa półka do Disintegration. Zresztą przebojowa Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me jest zdecydowanie lepsza od Wish.

A Wild Mood Swings posłucham znowu, bo może coś dobrego przeoczyłem.
re: The Cure "Bloodflowers"
wac
wac (wyślij pw), 2014-05-01 10:17:21 | odpowiedz | zgłoś
no i jak? Want to jak dla mnie wchodzi do ich top5
re: The Cure "Bloodflowers"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-05-01 11:18:37 | odpowiedz | zgłoś
OK, to bardzo dobra płyta, przeoczyłem.
Ale najbardziej lubię pierwsze płyty lekko punkujące. Dla mnie 5 najlepszych płyt to:

Pornography (1982)
Disintegration (1989)
Seventeen Seconds (1980)
Three Imaginary Boys (1979)
Faith (1981)
« Nowsze
1

Oceń płytę:

Aktualna ocena (315 głosów):

 
 
86%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Armia "Legenda (reedycja)"
- autor: ad

Moonspell "Under Satanae"
- autor: Cemetary Slut

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?