- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Cremaster "DEMOn"
"DEMOn" to zwariowana płyta z dużą dawką humoru. Od samego początku może zdawać się, że ten krązek to jeden wielki żart, wystarczy spojrzeć na tytuły utworów czy do wkładki. Zgłębiając zawartość muzyczną przekonujemy się, że pierwsze wrażenie nie było aż takie mylne.
W ciągu kilkunastu minut krakowski Cremaster serwuje nam mieszankę jajcarskiego grindcore'a z odrobiną deathu, okraszoną mnóstwem humorystycznych dodatków, często wokalnych, określaną przez samych muzyków jako grind'n'roll. Kpiarski charakter pięciu muzyków objawia się właściwie wszędzie, czy w parodiującym Samaela tekście "Excuse could you tell me the way to the Baphomet's throne?" rozpoczynającym "Babuszka Terroru Zasiewali", tytule utworu "Mee-haw Bayorr" czy chóralnych zaśpiewach na końcu numeru "Żuczek". A uwierzcie mi, że jest tego więcej. Takie właśnie podejście do muzyki, demonstrowane przez Cremaster przywodzi mi czasem na myśl dokonania Pungent Stench.
Jest niestety dość krótko - płytka trwa niecałe siedemnaście minut - pozostaje poczucie niedosytu, ale jest za to cholernie zabawnie, co z pewnością rekompensuje ten niedosyt. Jeśli się nie mylę, zespół przygotował już kolejny materiał, będzie więc wkrótce ponownie okazja usłyszeć, co znowu zmalowali członkowie Cremaster, a na samą myśl już mi się morda cieszy, bo dawno się tak nie ubawiłem jak podczas słuchania "DEMOn".