- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Creed "Weathered"
Zaraz po ukazaniu się ostatniego jak dotychczas (i prawdopodobnie w ogóle) studyjnego albumu Creed, w roku 2001, w pewnej popularnej komercyjnej stacji telewizyjnej usłyszałem komentarz o tym, jakoby to "Weathered" miało przynieść brzmieniową rewolucję. Pospiesznie dementuję te nieprawdopodobne pogłoski - Amerykanie nadal są jedynie wtórną neogrunge'ową (aczkolwiek niezłą) grupą, czerpiącą garściami z dokonań Pearl Jam, Soundgarden i Alice in Chains. Podobieństw daleko szukać nie trzeba - wystarczy spojrzeć na lidera zespołu, Scotta Strappa, wystylizowanego na Eddie'ego Vaddera i śpiewającego na jego wzór. Niezwykle drażniące są takie niewielkie, chociaż znaczące, zabiegi komercyjne - jak wiadomo, udawanie bądź podrabianie czegoś nigdy nie podwyższa poziomu artystycznego. Niestety, pomimo całej sympatii dla tej kapeli, muszę stwierdzić, iż Creed jest "produktem". Podobnie jak Nickelback, Puddle Of Mudd oraz setki innych tego pokroju zespołów.
Początek płyty (pierwsze 4 piosenki) w istocie sugerować może pewną odmianę - muzycy starają się jakby oderwać od swojej dotychczasowej twórczości i brzmieć "ciężej". Jednak ten flirt z metalem nie może być uznany za całkowicie udany, gdyż Creed nawet w tej stylistyce nie potrafi się pozbyć tak charakterystycznych dla siebie elementów: melancholii i podniosłości. W dalszej części materiału artyści, jakby zniechęceni tym lekkim niepowodzeniem, na dobre już wracają do swojego standardowego brzmienia. Niestety, z niekorzyścią dla samej muzyki. Popadają bowiem w przesadne rozrzewnienie i pseudorefleksyjny nastrój. Królują tu utwory na wzór "My Sacrifice" - kawałka, którego nie trawię w żaden sposób: rozmarzone, utrzymane w wolnych tempach. W drugiej części poziom trzyma jeszcze tytułowe "Weathered". O miano najgorszego numeru z przeraźliwie nudnym "My Sacrifice" dzielnie walczy pompatyczne i puste "Don't Stop Dancing".
Ogólnie nie jest najgorzej, ale do rewelacji daleko - czyli dokładnie tak, jak można by się spodziewać. Można nabyć tylko czy warto? Na rynku są setki podobnych, boysbandowo ustylizowanych zespołów, nie wnoszących nic nowego do muzyki...
Ale w tym temacie najbardziej boli, że Pearl Jam przeszedł na złą stronę i stał się takim Creed.
Materiały dotyczące zespołu
- Creed
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas
Dismember "The God That Never Was"
- autor: Mrozikos667