- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Cradle Of Filth "The Principle of Evil Made Flesh"
Cradle of Filth to obecnie jeden z najpopularniejszych metalowych zespołów na świecie, jednak Anglicy mają tylu fanów co przeciwników. Niektórzy wywyższają "kredki" ponad wszystko, co zostało do tej pory nagrane, inni uważają kapelę z Anglii za totalny kicz lub za bandę "sprzedawczyków". Trzeba jednak przyznać, że jest to zespół inny niż wszystkie.
Pierwszą płytą wampirów z Suffolk jest "The Principle of Evil Made Flesh". To album trudny do zdobycia, ale moim zdaniem wart każdych pieniędzy. Nagrany został w grudniu 1993 roku w Cacophonus Records, brzmi dosyć nierówno, brakuje mu profesjonalnego miksu, ale te niedoróbki (o dziwo) pozytywnie wpływają na klimat płyty, który jest po prostu niesamowity. Odczuwamy to już wkładając płytę do odtwarzacza, jest na niej wielki pentagram - logo Cacophonus, nie ma jednak żadnej czarnej mszy, a spokojne wejście...
"Darkness Our Bride". Krótkie, piękne intro na syntezatorach znakomicie wprowadza nas w nadchodzący koszmar. "The Principle of Evil made Flesh". Tytułowy kawałek, szybki z przerażającym wokalem Daniego. Ten śpiew będzie nam towarzyszył aż do końca krążka. Do tego przepiękne solo gitarowe Paula. "The Forest Whispers My Name". Jeden z najbardziej znanych i najlepszych utworów Kredek. "Iscariot". Ciekawa instrumentalny kompozycja, w której słychać bicie serca i szalejącą burzę. "Black Goddess Rising". Chyba najlepszy na płycie. Zaczyna się burzą gitar, by przejść w przepiękną balladę. "One Final Graven Kiss". To już jest po prostu poezja, cudowny instrumentalny kawałek. "A Crescendo of Passion Bleeding". To "najciekawszy" utwór obfitujący w częste zmiany tempa. "To Eve The Art of Witchcraft". Perełka, riffy gitarowe i chórki... po prostu odlot. "Of Mist And Midnight Skies". Następny ciekawy utwór, rozpoczyna się "bethovenowskim" syntezatorem. "In Secret Love We Drown". Tym razem mamy lejącą się wodę, instrumentalny. "A Dream of Wolves in The Snow". Fajna ballada, nadawałaby się na singiel, bardzo melodyjna. "Summer Dying Fast" - "Lato szybko umiera", a wszystko co dobre "szybko" się kończy. "Outro". Dla wielbicieli deklamacji Daniego.
To krótki i szybki opis kawałków, jednak tej płyty nie da się szybko przesłuchać. Tu siła tkwi w całości, a nie w poszczególnych elementach. Potrzeba kilku razy, żeby odkryć jej piękno, żeby się w niej zakochać. To jeden z moich ulubionych albumów, przez te wszystkie wariacje tempa trudno się nim znudzić. Raz sięga zenitu, by nagle przejść w spokojny rytm, pięknie brzmiące gitary i syntezator (czasami jakby nie z tego świata). Wspaniale łączą się z charakterystycznym basem i świetną perkusją, do tego oczywiście dochodzi wokal Daniego i żeński jednoosobowy chórek (Andrea Meyer). I mamy Cradle of Filth.
Teksty Daniego opowiadają o pogańskich religiach. Piękne, choć kontrowersyjne, ale to temat na inną dyskusję. Tak rozpoczęła się historia Daniego i spółki. Kolejnym albumem miał być "Dusk... And her Embrace", ale ten niestety ukazał się ponad rok później, niż chcieli tego muzycy i dopiero jako trzeci w kolejce, ale to też inna historia.
"Chapter One" pokazał światu niesamowite możliwości Brytyjczyków - zarówno muzyczne, jak i techniczne. Polecam tę płytę wszystkim wielbicielom i przeciwnikom Kredek. Nawet jeśli nie jesteś fanem metalu, powinieneś posłuchać. Album oceniam na 8, jako że to całkowicie subiektywna ocena. Fani mogą spokojnie dodać sobie jeden punkt.