- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Counterforce "Poppdivas Go Metal"
Nie wiem kompletnie nic o tym zespole, krążek który do mnie dotarł, nie zawierał żadnych informacji na temat Counterforce, poza tym że "Poppdivas Go Metal" to ich demo. We wkładce znalazłem za to listę utworów, które już na pierwszy rzut oka wydały mi się bardzo interesujące. Nie dziwi zatem fakt, że z ogromnym zaciekawieniem zabrałem się do wysłuchania płyty.
Wbrew pozorom, nie są to covery w pełnym znaczeniu tego słowa. Counterforce przygotował po prostu podkład gitarowy i perkusyjny, a następnie dodał do tego sample oryginalnych wokali. Przyznam, że brzmi to bardzo interesująco, szczególnie kiedy słyszy się słowiczy głosik Britney Spears na tle ciężkich, prawie że rammsteinowskich wioseł. Wszystkie utwory wykonane są na jedno kopyto i w sumie po kilkakrotnym przesłuchaniu brakowało mi właściwie jednej rzeczy - większego kopa. Tylko jeden numer ma solidne przypierdolenie, ale jak na złość jest to ostatni, ukryty kawałek i nawet nie wiem, kto go w oryginale wykonuje. Z kolei utwór "I Turn to You" nie zawiera wokali Mel C i w sumie jest to chyba najsłabszy punkt płyte. Wokalista Counterforce nie zachwycił mnie, szczerze mówiąc nie wysłuchałem tego numeru do końca, bo głos tego nupsika wyjątkowo mnie rozdrażnił.
Całość oceniam jednak bardzo pozytywnie. Szczególnie spodobał mi się pomysł zrobienia tego typu kawałków, chociaż moim zdaniem zabrakło nieco inwencji, aby uczynić te utwory bardziej rzeźniczymi. Wierzcie mi, że Jeniffer Lopez na tle masakrujących blastów o wiele lepiej sprzedałaby się na każdej imprezie. ;) Gdyby nie te braki i wspomniany wyżej nieszczęsny kawałek bez oryginalnych wokali, ostateczna nota byłaby wyższa. Ale i tak jest naprawdę nieźle. Szczerze polecam!
Faworyty: "Hit Me Baby" (Britney to Britney), "Case of the Ex" (zajebista końcówka), Hidden Track (wreszcie miazga).