- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Corruption "Virgin's Milk"
W nowym składzie i ze świeżymi pomysłami Corruption wraca z płytą "Virgin's Milk". Nowy materiał nie pozostawia wątpliwości, co do tego gdzie muzycy zespołu czują się najlepiej. Bujające riffy, przesterowane gitary i bombardująca dołami sekcja rytmiczna, to podstawa praktycznie wszystkich utworów. Zaserwowane na początek "99% of Evil" i "Hey You", są tego najlepszym potwierdzeniem - to właśnie taka "jazda obowiązkowa", w której nie brakuje ani tłustych riffów, ani porywających solówek, ani charakterystycznych refrenów. Trochę lżej i melodyjniej robi się przy "Murdered Magicians" i "Fake Demon". Ale, żeby nie było zbyt sielankowo, przedziela je pędząca lokomotywa, jaką jest instrumentalny "Freaky Friday". Całkiem przyjemne wrażenie robią, noszące w sobie znamiona przebojów, utwory "Prophet" i "Lucy Fair". Ten pierwszy to mocny kopniak napędzany energicznym riffem i nośnym okrzykiem "Burn Babylon", a "Lucy Fair" to ujmująca opowieść o diabolicznej miłości, trochę w stylu Monster Magnet.
"Virgin's Milk" to równa płyta. Zdaje się też poważniejsza od poprzedniego krążka Corruption. W przeciwieństwie do "Orgasmusica" nie znajdziemy tutaj muzycznych żartów w stylu "I Used To Know the Little Red Riding Hood". Po poważniejsze tematy częściej także sięga Rufus w swoich tekstach, jak choćby w nawiązującym do biblijnej apokalipsy, wspomnianym już "Prophet", albo w zamykającym płytę, refleksyjnym (do czasu) "E.C.E.G.".