- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Corrosion Of Conformity "Live Volume"
Album koncertowy z muzyką rockową dla tych, którym się nie śpieszy.
Najdobitniej o nonkonformizmie Corrosion Of Conformity świadczą fakty, a nie nazwa tej kapeli. Postaram się je zebrać w tych paru zdaniach z nadzieją, że zainteresuję innych nonkonformistów muzyką jednego z najbardziej niedocenianych zespołów rockowych świata.
W XXI wieku, kiedy albumy "live" zwykle miesiącami "robi się" na komputerach, C.O.C nagrywa swój w czasie jednego jedynego koncertu, w jednej z hal Detroit. Podczas gdy na żywo najczęściej słuchamy zestawu tzw. największych przebojów występujących artystów, C.O.C tylko z rzadka raczy nas piosenkami znanymi z singli czy wideoklipów. Wbrew zasadom obowiązującym w relacjach "zespół - fani", wokalista i gitarzysta C.O.C (Pepper Keenan) nawet nie próbuje kokietować publiczności. Gwiazdy rocka zazwyczaj na koncertach grają (nie wiedzieć czemu) szybciej niż w studiu. C.O.C, nie burząc oryginalnej koncepcji utworów i nie nurzając się jakoś specjalnie w improwizacjach (choć i nie stroniąc od nich zbytnio), wydłuża swoje utwory średnio o dwie - trzy minuty. Do tego jeszcze w C.O.C za bębnami zasiada znany dotychczas z gry na gitarze Jimmy Bower z Eyehategod, mimo że w rockowych grupach najczęściej na perkusji grają perkusiści... I na koniec bardziej paradoks niż dowód na bezkompromisowość Corrosion Of Conformity: twórcy, którzy kopiują dokonania innych, płacą wysokie odszkodowania za popełnienie plagiatu. Członkowie C.O.C naśladowani od połowy lat 90-tych przez Metallikę dają zarabiać tej formacji grube miliony dolarów, a sami chodzą w trampkach i mają jednego technicznego.
Wszystko to jednak sprawia, że tak strasznie bezinteresownie wnika się przez niespełna osiemdziesiąt minut w muzykę uwiecznioną na "Live Volume". Bez przerw, bez zważania na cokolwiek, co mogłoby zburzyć hipnotyczny nastrój koncertu.
Kilka lat temu C.O.C wystąpili w Polsce. Odniosłem wtedy wrażenie, że nasza publiczność potraktowała tych czterech oryginałów bardziej z pobłażaniem niż z uwielbieniem. Dzięki tej płycie może się to zmienić. Szczególnie, jeśli przyjmiemy, że ci faceci są nonkonformistami, a nie wariatami.