- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Christian Mistress "Possession"
Nikt dziś tak nie gra. O ile aż roi się od kolejnych retro kapel, przerabiających na wszelkie możliwe sposoby klasyczne riffy Black Sabbath, o tyle granie na modłę wczesnego Iron Maiden jest zupełnie passe. A właśnie pierwszej (i moim skromnym zdaniem najlepszej) płyty zespołu z Londynu słychać tu najwięcej, obok pobratymców z Saxon czy Angel Witch.
Album "Possession" Christian Mistress to taki orzeźwiający powiew świeżości. Bije z niego szczerość, energia i autentyczna radość grania. Zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Na początku może się wydawać, że jest nieco monotonny i na jedno kopyto. Z czasem jednak odkrywamy, że każdy utwór to oddzielna historia. Mnóstwo tu wbijających się w pamięć melodii, często mamy ochotę zaśpiewać razem z wokalistką. Właśnie - wokal. Mimo że momentami porywa, może być trochę nużący. To jeden z nielicznych minusów płyty. Za pracę gitar odpowiada klasyczny heavymetalowy duet; niektóre riffy potrafią zachwycić. Perkusista umiejętnie wprowadza do gry urozmaicenia, a bas... Cóż, jest nieodłącznym elementem brzmienia zespołu. Nie jest eksponowany okazjonalnie - jest po prostu wszechobecny.
Grupa rozkręca się powoli. Wydaje mi się, że dwie pierwsze pozycje są najsłabszymi utworami na płycie. Nie są złe, po prostu nie wybijają się ponad przeciętność. Odmianę przynosi "Conviction" - szybka, bezkompromisowa piosenka ze świetnym refrenem. Dodatkowo miło zaskakuje nas niespodziewane, balladowe zwolnienie w środku utworu. "The
Way Beyond" rozpoczyna się akustycznym wstępem, by stopniowo przeobrażać się w kolejną świetną, rozpędzoną kompozycję z galopującymi riffami i wspaniałym tekstem:
"And the path you once walked through my mind
Can lead me to you anytime
But there is no sound
No sign you are alive"
Tytułowy "Possession" to cover szwedzkiego heavy - doommetalowego zespołu Faith. Zachowuje ciężar oryginału, ale jest bardziej melodyjny. Mimo wszystko to najbardziej doomowy utwór na płycie. "Black To Gold" swoim wstępem od razu przywodzi na myśl Iron Maiden. Następny w kolejności "There Is Nowhere" to według mnie najlepszy utwór albumu. Niebłahy tekst, piękne akustyczne intro, wspaniała gra basu - wszystko jest tu na swoim miejscu. Napięcie stopniowo rośnie... utwór przyspiesza. Chwila, w której śpiewane jest "you hold the fire... the eternal fire" moim zdaniem ociera się o geniusz. Bo chyba właśnie na tym polega prawdziwy geniusz: nieuchwytny, niemal trudny do zauważenia moment, w który można się wsłuchiwać bez końca - a nie powtarzany w kółko, jakby natrętnie riff czy motyw. Mimo że poprzednik wysoko zawiesza poprzeczkę, to "Haunted Hunted" wytrzymuje porównania. Kolejny świetny kawałek, zresztą to on promował album. Wspaniały wstęp, a później jest tylko lepiej. Wokalistka wznosi się tu na wyżyny. Zamykający płytę "All Abandon" zaczyna się od - a jakże - akustycznego wstępu. Później - to także żadna nowość - przemienia się w rozpędzoną kompozycję. Nic nowego.
Tak oto dochodzimy do końca "Possession". Oceniam go jak najbardziej pozytywnie. Ma w sobie klimat lat 80. Jest też kilka minusów, jak dosyć monotonny wokal czy powtarzające się te same rozwiązania w kilku utworach. Jeśli zespół wyeliminuje te drobne wady, kto wie, jak potoczy się jego kariera. Może prawdę głosi naklejka na płycie, dumnie oznajmiająca opinię magazynu "SPIN": "Christian Mistress might rule the world". Tego muzykom z całego serca życzę.