- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Chimaira "The Age Of Hell"
Chimairy słucham od dość dawna, to jest odkąd przestali zrzynać z Korna i porzucili nu metalową stylistykę. Brzmienie coraz bardziej się radykalizowało, kompozycje stawały się bardziej skomplikowane, a ja coraz szerzej otwierałem usta z niedowierzaniem. Bez cienia wątpliwości ekipa z Cleveland była jednym z moich największych osobistych odkryć na ekstremalnej scenie. Takie albumy, jak "Ressurection" czy "Chimaira" ciągle sobie odświeżam i dalej uważam za świetne.
Dla zespołu grającego ekstremalną odmianę muzyki są dwie drogi - albo zamknąć się w jednej stylistyce i mieć stałe grono fanów, albo spróbować ucieczki do przodu, byle tylko nie dojść do ściany. Tę drugą drogę wybrali członkowie zespołu. Chimaira przez lata zmieniała się, dodając do swej twórczości coś nowego na każdej płycie, mieszając ze sobą to, co już dotychczas nagrali. Oczywiście nie ma mowy o pójściu w metal progresywny, ale różnice w konstrukcji utworów między, dajmy na to, "The Impossibilty Of Reason" a "Ressurection" są dobrze widoczne. Tak czy siak, na kolejną płytę Chimairy czekałem z niecierpliwością i ciekawością (zwłaszcza po średnio udanej poprzedniej "The Infection") - co też nam chłopaki z Ohio wysmażą tym razem. Ciekawość stawała się tym większa, im więcej dochodziło z obozu Chimairy niepokojących wieści. Otóż po trasie koncertowej w 2010 roku postanowili odejść basista Jim LaMarca i klawiszowiec Chris Spicuzza, w dodatku z zespołu usunięty został perkusista Andols Herrick. Pozostali członkowie postanowili nagrywać w trzyosobowym składzie. No i dobrze zrobili.
Zacznę trochę od tyłu, czyli od brzmienia. Niby album nagrało trzech muzyków (Mark Hunter - wokale, klawisze; Rob Arnold - gitara, bas; Matt Devries - gitara), ale muzyka brzmi, jakby była nagrywana w pełnym składzie. Ubytków kadrowych w każdym razie nie słychać zupełnie. Perkusją zajął się producent płyty Ben Schigel i ku memu zdziwieniu brzmi ona trochę jak na "Chimaira", czyli potężnie i pomysłowo.
"The Age Of Hell" zaczyna się od piosenki tytułowej - typowej dla Chimairy: szybkiej i agresywnej. W podobnym klimacie są kawałki takie, jak "Trigger Finger" czy singlowy "The Year Of The Snake", metalowe petardy pędzące na złamanie karku, podlane fajnym, typowym dla tego zespołu gitarowym groovem. Co do groove?u, to jest go jakby mniej niż na wcześniejszych płytach, ale gdy już się pojawia, to miażdży, tak jak we wspomnianych utworach czy w świetnym "Born In Blood", które w pewnym momencie zahacza o death metal. Podobnie, jak w utrzymanym w średnich tempach "Scapegoat", gdzie dostajemy potężne zwolnienie w refrenie. Na płycie pojawiają się też jak zwykle melodyjne momenty, z którymi jest jednak ten problem, że (i tu oczywiście moja subiektywna opinia) Mark Hunter nie zawsze daje sobie radę z czystym śpiewem.
Taki "Beyond The Grave" to dobry przykład fajnego wykorzystania możliwości wokalisty. Ten numer to coś na kształt metalcore?owej ballady. Podobnie jest w "Powerless". Wokale w "Losing My Mind" już tak dobre nie są. Inna sprawa, że Hunter coraz lepiej posługuje się growlem - taki "The Year Of The Snake" na przykład to jego popis. Świetne jest również zakończenie płyty w postaci instrumentalnego kawałka "Samsara", w którym zagrał gitarzysta grupy DAATH, a obecnie basista Chimairy - Emil Werstler. Jest to zresztą kawałek, w którym dostajemy po uszach chyba najlepszymi solówkami na krążku.
Jeszcze słówko o klawiszach, które nie były nigdy kluczowym elementem muzyki Chimairy, ale odgrywały w niej pewną rolę. Mark Hunter w roli klawiszowca wypada dobrze, co słychać zwłaszcza w "Clockwork" i w instrumentalnym, zahaczającym nieco o industrial, przerywniku "Stoma".
Podsumowując, po kilku zmianach w składzie i kilku wydanych albumach Chimaira dotarła, jak mogło się wydawać, do ściany. Zespół potrafił się jednak od niej odbić i tchnąć nowe życie we własne brzmienie (trochę już skostniałe, co było słychać na "The Infection"), wydając jeden z lepszych jak dotąd swoich albumów. Mieszając pomysły z poprzednich wydawnictw, muzycy potrafili zdefiniować swoje granie na nowo. Na "The Age Of Hell" znajdziemy prędkość znaną z "The Impossibility Of Reason", groove i finezję "Chimairy", technikę, którą pokazali na "Ressurection", oraz breakdowny i industrialne smaczki z "The Infection". Świetna płyta, choć do absolutu brakuje punkcika.
Normalnie napisałbym, że na kolejny album potwierdzający formę zespołu czekam z niecierpliwością, teraz jednak dołączył do niej niepokój, bo szeregi Chimairy postanowili opuścić Rob Arnold i Matt Devries.. No cóż, jeśli kłopoty wpłyną na chłopaków tak, jak w czasie nagrywania "The Age Of Hell", to powinno być dobrze.
Materiały dotyczące zespołu
- Chimaira