- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Cannibal Corpse "Torture"
Jeżeli ktoś nadal zachodzi w głowę, dlaczego przez ten cały kwartał od wydania wciąż brak na rockmetal.pl recenzji nowej płyty Cannibal Corpse, to już wyjaśniam. Nie, nikogo tutaj nie popierdoliło. Więcej, zapewne grono reckowiczów doskonale kapelę Alexa Webstera zna i ceni - lub wręcz przeciwnie szczerze nienawidzi. Jak dla mnie chodzi raczej o to, że przynajmniej od czasu wydania "Vile" recenzowanie płyt tego zespołu mija się z sensem. Po co to kurwa robić? Żeby wyłapać tak wiekopomne niuanse w ich muzyce, jak podział na utwory średnio szybkie, szybkie, ultraszybkie lub brutalne, mega brutalne i ultra brutalne? Ta kapela od lat ma ustaloną liczbę zagorzałych zwolenników, która nie zmniejszyła się znacząco nawet po pamiętnym odejściu Krzysztofa "B", który postanowił zamienić się w krzak konopi zakorzeniony aż "Sześć Stóp Pod Ziemią". Niezależnie od tego, czy muzycy Cannibal Corpse akurat siedzą w kiblu, jedzą apple pie u babci Mazurkiewicza, czy ciupią z Rutanem w tysiąca, ci ludzie są wciąż z nimi. Co ciekawe, mało który z tych diehards jest w stanie powtórzyć z pamięci tytuły utworów z dajmy na to trzech ostatnich krążków, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Najważniejsze jest, że Webster dalej gra death metal paluchami, Corpsegrinder drze ryja, na okładce są wciąż tak samo rozpierdoleni obcęgami bohaterowie - tylko, że w innych konfiguracjach. Czy to oznacza, że muzyka Kanibali jest do dupy? Skądże znowu. Ona ma po prostu inne cele, a wielu oddanym fanom, prócz dumy, jaka rozpiera ich ego faktem bycia po prostu fanem Cannibal, serwuje wręcz noisowe katharsis.
Niech nikt mi więc nie wmawia, że za sprawą najnowszego "Torture", Webster i Co. wspięli się na wyżyny lub przeciwnie, rozdeptali własny ogon i przy okazji jajca Ojca Dyrektora (Metal Balde Briana Slagela ma się rozumieć). To jest płyta "Cannibal Corpse". Nie sposób jej pomylić z niczym innym. Włączasz np. "Demented Aggression" i w sekundę wiesz, z kim masz do czynienia. Mazurkiewicz nie bawi się w Georga Koliasa, tylko napierdala prosto w beczki, gdzieś tam słychać "prlprlprlprlprl" basu Webstera, mordę jak zwykle i zawsze wydziera Grzegorz Rybak, O'Brien wywali solówkę w stylu Slayer - Morbid Anioł i się kręci. Nic odkrywczego, za to masa bezpretensjonalnego uroku i czadu, który na swój sposób urzeka. Przypomina czasy, kiedy człowiek biegał na katechezy w koszulkach "Butchered At Birth" (choć wtedy grali nieco bardziej "groovy"), a "trójka klasowa" i samorząd szkolny takich aktywności oczywiście nie wspierali. Dalej nieco zwalniamy, przecież to nie błyskotliwe cięcia bolą najbardziej, a średnio szybkie wypruwanie flaków prostownicą do włosów. Mamy więc takie kawałki, jak "Sarcophabic Frenzy" czy "Scourge Of Iron", gdzie wprawdzie coś tam wartko w pewnych momentach podryguje, jednak to ciągnięcie rzygów z instrumentów wszelakich stanowi lwią cześć dania. W ten sposób ciśnienie mordu lekko opada, kosztem konsumpcji zwłok. Być może nawet niektórzy malkontenci ziewną bluźnierczo, ale tylko chwilowo, bo "Enceased In Concentrate", "As Deep As The Knife Will" przepełnione duchem Slayer urwie im przeponę. Czyżby nie tylko młodzieńcze fascynacje, ale piętno Pata zastępującego Hannemana na trasie Slayer? Żeby nie było za łatwo, są i rozjazdy, jak te kółeczka gitarowe w "Intestinal Crank", prawie immolationowe klimaty w "Caged Contorded" czy monumentalnym "Followed Home Than Killed". Zakończenie płyty też nie "bierze jeńców", że posłużę się retoryką zaczerpniętą z zinowej twórczości starszych i sławniejszych kolegów po tzw. "fachu". "Rabid" i "Torn Throguh" porażają nie tylko brutalnością i prędkością piły tarczowej, ale i charakterystyczną, cannibalową chwytliwością. Flaki mielą się w człowieku w rytm odsłuchu tych kawałków, ale po chwili wyłapujemy "catchy" fragmenty, "kerrykingową" solówkę w tym drugim... i cierpienie zaraz staje się prawdziwą, podrywającą dupę do walki przyjemnością. Mur beton żelazne pozycje setlisty koncertowej.
Warto także wspomnieć w kilku zdaniach o brzmieniu "Torture", które zwyczajnie kosi. Jest charakterystyczna barwa gitar o wielce metalicznym posmaku, do której Corpses przyzwyczaili od lat, jednakowoż przy współpracy z Rutanem (ten koleś z wystającą górną szczęką, którego nikomu przedstawiać nie trzeba) dojebali do pieca pod względem natężenia i zbasowania efektu finalnego. Jaja urwane, zęby w glebie, kupa w majtach drodzy słuchacze. Wracając do ogółu, powtórzmy jeszcze, że Cannibal Corpse za sprawą "Torture" oczywiście prochu nie wymyślili. Zrobili to, co zwykle - zamietli kostnicę, co za różnica, że tym razem od prawej ściany do lewej, a na poprzednim krążku od lewej do prawej, skoro słuchamy raz po raz, po czym dochodzimy do wniosku, że to ten sam stary dobry CC, ale tym razem najbardziej porywający od wielu lat (nie powiem od ilu, bo dla każdego ten zespół skończył się na innej płycie...).
ale... jeszcze dedykacja po rozwagę w kontekście opisywanego zespołu:
"There's something inside me
It's, it's coming out
I feel like killing you
Let loose the anger, held back too long
My blood runs cold
Through my anatomy, dwells another being
Rooted in my cortex, a servant to it's bidding
Brutality now becomes my appetite
Violence is now a way of life
The sledge my tool to torture
As it pounds down on your forehead
Eyes bulging from their sockets
With every swing of my mallet
I smash your fucking head in, until brains seep in..."
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Vader "Welcome To The Morbid Reich"
- autor: Megakruk
Nile "At the Gate of Sethu"
- autor: don Corpseone
- autor: Megakruk