- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Bury Your Dead "You Had Me At Hello"
Niewiele brakowało, a niniejsza recenzja mogła być czymś w rodzaju epitafium dla zespołu Bury Your Dead, gdyż niedługo po wydaniu opisywanej płyty kapela rozpadła się i jej członkowie zajęli się różnymi sprawami. Perkusista wrócił do Filadelfii i zaczął koncertować z grupą Between The Buried And Me, basista zajął się biznesami pozamuzycznymi, a gitarzysta zaczął się udzielać w Blood Has Been Shed. Ale kilka miesięcy później nastąpiła reaktywacja, a po dołączeniu do w/w trójki wokalisty Mata Bruso i gitarzysty Erica Ellisa kapela znów zabrała się za muzykowanie, by jakiś czas później wydać kolejny album pt. "Cover Your Tracks".
Tej ostatniej płyty nie słyszałem, ale jeśli jest ona podobna do "You Had Me...", to wcale się nie palę, by jej wysłuchać. Bo poprzednie dokonanie BYD to metalcore'owy przeciętniak, bez śladu oryginalności. To klimaty, których ostatnio mamy aż nadto. Krótkie eksplozje wściekłości, siłowy wokal, czasami zmiękczane bardziej melodyjnymi partiami gitar, a wszystko bardzo krótkie. I nie dajcie się zwieść temu, co odczyta wasz odtwarzacz - niby dziesięć numerów i 33:17 czasu trwania. W rzeczywistości bowiem ostatni, niby 12-minutowy numer, to minuta muzyki na początku, potem dziesięć przerwy i znów minuta grania na koniec. Może przesadzam, ale dla mnie to jest swego rodzaju oszustwo, mające na celu "zmylenie" słuchacza - że dostajemy więcej muzyki, niż w rzeczywistości jest na albumie. A do tego mamy jeszcze drugi przekręt: numer przedostatni zatytułowany "Ten Minute Romance", który trwa raptem trzy minuty. Tu po prostu przydałaby się odpowiednia komisja ;)
Ale tak poważnie: raptem 23 minuty muzyki to jest mało. I odbija się to na samych numerach: brak w nich rozwinięcia i w chwili, gdy przydałaby się choćby jakaś bardziej rozbudowana solówka, mamy koniec numeru. Piosenki nie mogą się więc rozkręcić, a w dodatku brak w nich jakichś bardziej zapadających w pamięć fragmentów, co powoduje, że te dziesięć nagrań, zlewa się w jeden, 25-minutowy numer, który pod koniec zaczyna nużyć. "You Had Me At Hello" można wrzucić do odtwarzacza w ramach krótkiego relaksu, bo muzyka to w sumie nie najgorsza, ale... bez problemu można znaleźć wiele ciekawszych rzeczy na metalcore'owym rynku.