- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Bullet For My Valentine "Temper Temper"
Metalcore to taki dziwny gatunek, w którym mieszają się wpływy różnych stylów muzycznych. Trochę taki muzyczny śmietnik. Zawsze też miałem wrażenie, że zespoły wykonujące ten rodzaj muzyki nie bardzo wiedzą, na co się zdecydować - grać ostro czy jednak super melodyjnie? I przeważnie robiły trochę na zasadzie: tu damy trochę thrashu, tu melodyjny refren, tam wokalista podrze ryja, z kolei gdzie indziej gitara zawyje tak, jak to sobie chłopaki podpatrzyli u starszych kolegów ze Slayera. Ten brak jasnego określenia "jakim zespołem chcemy być?" bardzo mi przeszkadzał. Zawsze wolałem szczere opowiedzenie się po jednej lub drugiej stronie, grajcie melodyjnie do cholery, ale nie udawajcie, że jesteście kapelą cięższą od zespołów deathmetalowych. Z tym, że czasy się zmieniają, ludzie też, a ja niejednokrotnie w recenzjach podkreślałem, że w miarę starzenia się mojego mózgu zaczynam coraz częściej słuchać kapel bardzo melodyjnie grających. No i stało się...
Nie napiszę oczywiście, że jestem jakimś wielkim fanem takiego grania, ale ma ono coś w sobie. Niedawno ujrzały światło dzienne płyty dwóch największych (o ile się orientuję) przedstawicieli metalcore'a - Trivium "In Waves" i "Temper Temper" Walijczyków z Bullet For My Valentine. Ci drudzy przez prasę brytyjską nazywani są następcami Metalliki. Wolne żarty, ale Brytole lubią czasem popaść w megalomanię. Nie zmienia to jednak faktu, że BFMV (pozwolicie, że będę używał tego skrótu) to ciekawa kapela, podobnie jak jej muzyka. Podstawą tejże jest wprawdzie ultra melodyjny metalcore, ale jak się wsłuchać, to pojawiają się ewidentne wpływy również heavy metalu (ballada "Dead To The World"), punk rocka ("Leech") czy nawet indie.
Chłopaki nie silą się jednak na zbytnią oryginalność, ich założeniem jest grać z przytupem, ale nie przesadzić, by nie przestraszyć słuchaczy o mniej ekstremalnym guście. Najostrzejszymi utworami są punkowy "Riot" oraz "Saints 'n' Sinners" - kawałek o naprawdę niezłym ciężarze, słychać tu z oddali nawet thrashmetalowe echa. Generalnie jednak ma być jak najprzystępniej i to nawet nie jest zarzut, bo grać melodyjnie też trzeba umieć, a BFMV potrafi pisać wpadające w ucho kawałki. Prawdziwymi hiciorami mogłyby zostać takie utwory, jak "Tears Don't Fall" (choć jak dla mnie zdecydowanie przesłodzony), "Truth Hurts" czy "Dirty Little Secret". Dodam, że próba grania niemelodyjnego, mając w składzie wokalistę potrafiącego śpiewać tak... hmm... chyba po prostu ładnie, byłoby grzechem. A Matt Tuck naprawdę umie śpiewać, oczywiście stara się być od czasu do czasu zadziorny, czasem krzyknie coś w stylu wokalistów screamo, ale właściwie mógłby tego nie robić, gdyż niewiele wnosi to do muzyki zespołu.
Reszta kapeli też daje radę, nie można się przyczepić ani do poziomu muzyków, zwłaszcza gitary pracują wyśmienicie (solówki momentami są naprawdę świetne, posłuchajcie choćby "Tears Don't Fall" lub "Temper Temper"), ani do samych piosenek, bo w swojej stylistyce są to naprawdę dobre utwory.
Bullet For My Valentine to kapela o niewątpliwym talencie do pisania uroczych, a przy tym energetycznych kawałków, ale "Temper Temper" to z całą pewnością nie jest album - arcydzieło. Ot muzyka do posłuchania, choćby dla uprzyjemnienia jazdy samochodem.
a co jest dla ambitnych i wyedukowanych koneserów?
a tak na serio, to nic nie stoi na przeszkodzie żeby osoba która "zna i lubi ten gatunek" napisała swoja recenzję i wyraziła swoje zdanie - o to tez chodzi na tym portalu. Do czego gorąco zachęcam :)