- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Budgie "Nightflight (reedycja)"
Poprzednią płytą, wydaną w 1980 roku "Power Supply", formacja Budgie powróciła po dwuletniej przerwie na muzyczny rynek wydawniczy. Nie były to najwyższe loty, ale zespół przetrwał falę punku, a gitarzysta John Thomas wniósł nowe elementy do brzmienia ekipy, stylistycznie nawiązując do heavy metalu i "wymiatania". Oczywiście nie wszystkim fanom to się spodobało. Krytycy jednak dosyć dobrze recenzowali ówczesne dokonania drużyny Burke'a. Sami artyści też byli zadowoleni ze swych nagrań i koncertów. Perkusista Steve Williams nazwał nawet Thomasa "gitarzystą, którego najlepiej opisać jako zjawisko natury"...
Pisanie tekstów oraz muzyki do kolejnego krążka Shelley i Thomas rozpoczęli w piwnicznym studiu w Birmingham i, jak wspomina lider, czuli, że mają świetne nagrania. Samo nagrywanie materiału odbywało się tradycyjnie w starym, ale zmodernizowanym studiu "Rockfield" w Walii. Producentem został specjalnie sprowadzony na tę okoliczność z Ameryki w jednej osobie: inżynier dźwięku, przyjaciel i osobisty pilot - Don Smith.
Piosenki na dziewiątej płycie Budgie, nazwanej "Nightflight", zrywają z heavymetalową atmosferą i powracają do hardrockowej konwencji lub określając jednym słowem - do rocka. Album ukazał się w październiku 1981 roku. John gra tutaj trochę inaczej na gitarze, gdyż zastosował między innymi przetworniki stworzone przez Johna Digginsa z Birmingham zwane Hooligans. Oprócz tego Thomas wiedział, że Don Smith jako producent pracował ze Steavem Lukatherem z Toto i chciał osiągnąć podobne brzmienie gitary, co w rezultacie odpowiednich urządzeń osiągnął (tak przynajmniej sam twierdził). Niestety muzycy nie mieli zbyt dużo pomysłów, bo stworzyli longplay trwający tylko niespełna 33 minuty, czyli najkrótszy w całej historii kapeli.
Już na początku stawki artyści umieścili utwór, który później stał się klasykiem grupy i grany był także na ostatnich trasach koncertowych w dwudziestym pierwszym wieku. Chodzi o sześciominutową kompozycję "I Turned To Stone". Jest to nagranie z balladową pierwszą częścią, które w czwartej minucie przechodzi w gitarową galopadę jak w "Napoleon Bona" z piątego krążka, "Bandolier". Oczywiście to najlepszy numer na albumie. Dalej już bez rewelacji, chociaż nawet przyzwoicie, bo najpierw mamy wybrany na singiel przez wytwórnię RCA "Keeping A Rendezvous" z trochę błahym, ale chwytliwym, zapadającym w pamięci tematem rockowym i oczywistą solówką gitarową. Może przypaść do gustu także "She Used Me Up" z riffami przypominającymi według mnie ekipę The Beastie Boys ("To Party"). Shelley widział tutaj podobieństwo do Badfinger. Zdecydowanie dobrze brzmi "Don't Lay Down And Die" lekko podobny do "Pictures Of Home" Deep Purple, w którym słychać organy. Także słyszymy je wyraźnie na wstępie hardrockowego "Reaper Of The Glory". Ten kawałek był już gotowy przy poprzedniej płycie, ale nie został wtedy wykorzystany. O tym, kto gra na klawiszach żadnych informacji nie ma, przypuszczam, iż sam lider. Prawie akustyczny "Apparatus" przypomina, zwłaszcza w harmoniach wokalnych, o fascynacji lidera Budgie zespołem The Beatles. Jeszcze mamy w zestawie poprockowe "Change Your Ways" z gitarą slide i najmniej interesujący "Superstar", którego przed całkowitą beznadziejnością ratują solówki Thomasa. Wreszcie na finał słyszymy "Untitled Lulaby", trwającą trochę ponad minutę instrumentalną gitarową miniaturkę z odgłosami wiatru.
"Nightflight" formacja promowała na własnej trasie po Wielkiej Brytanii, występowała też jako gość specjalny z zespołem Iana Gillana. W sierpniu 1981 roku po raz kolejny muzycy Budgie uczestniczyli w festiwalu "Reading Rock". Wraz z nimi grali też (wymienię tylko bardziej znane kapele): Saga, Steve Hackett, Gillan, Roy Wood, Chicken Shack, Kings, Wishbone Ash, Midnight Oil, Thomson Twins, Greg Lake.
Z ciekawostek dotyczących powstawania tego krążka można wspomnieć, że Robert Plant, który także w tym czasie nagrywał w studiu "Rockfield", po wysłuchaniu skończonej realizacji "I Turned To Stone" zwrócił się do Burke'a i Johna mówiąc: "żałuję, że nie ja to napisałem". Poza tym, jeżeli chodzi o oprawę graficzną, na okładce autorstwa Dereka Riggsa nie widać już co prawda papużek falistych, jak to kiedyś bywało, ale mamy papugo-człowieka w lotniczym skafandrze.
bo wcześniej jej nie znałem. I myślę,
że jeszcze do niej kiedyś wrócę.
Rzeczywiście pierwszy utwór jest
doskonały, drugi nawiązuje do pierwszego
i też jest dobry.
Potem to typowe hardrocki, jakich
wiele. Trafia się jakieś ciekawsze
zagranie, ale to już nie to, co na początku.
Materiały dotyczące zespołu
- Budgie