- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Bruce Dickinson "Skunkworks"
"Skunkworks" to bardzo kontrowersyjne dzieło. Większość zwolenników Dickinsona nie lubi tej płyty. Uważają, iż nie jest metalowa, że jest dziwnym, nieudanym eksperymentem. Faktycznie, nagrywając ten album, Bruce pragnął w jakiś sposób odciąć się od ironowskiej przeszłości. Pamiętajmy, że bądź co bądź właśnie z powodu rzekomej monotonii powstającego materiału opuścił Iron Maiden.
Brzmieniowo krążek faktycznie odstaje od wcześniejszych (a także późniejszych) dokonań Dickinsona. Prawdą jest, iż jest mniej metalowy. Skłania się raczej ku rockowi i to w dość nietypowy sposób. Większość utworów ma lekko futurystyczny charakter. Takie było chyba zamierzenie, co potwierdzają tytuły utworów ("Space Race", "Inside The Machine", "Headswitch" czy "Innerspace"). Nie można powiedzieć by brakło na płycie partii ostrych gitar. Są one bowiem podstawą akompaniamentu. Brakuje im jednak typowo metalowego ciężaru, a i rytmy odstają od tej stylistyki. Co ciekawe (a jednocześnie będące jednym z powodów krytyki albumu) w niektórych utworach można doszukać się podobieństw do dokonań takich zespołów jak Pearl Jam czy Soundgarden (na Alice In Chains są z kolei zbyt "delikatne"). Są to moje subiektywne odczucia, jakkolwiek spotkałem się z oskarżeniami pod adresem Dickinsona o uprawianie na "Skunkworks" grunge'u. Nawet wokal pachniał mi miejscami Vedderem, ale być może to jedynie złudzenie spowodowane muzyką...
Mimo, iż powyższe brzmi "groźnie", nie jest jeszcze moim zdaniem niczym strasznym. Największą zaś wadą jest monotonność całej płyty, niedopuszczalna u artystów takich jak Dickinson. Oczywiście, można odbić piłeczkę twierdząc, że to złudzenie spowodowane jednolitością stylistyczną, jednak mnie dokładniejsze wsłuchanie się w tę płytę nieco znużyło. Utworami, które stosunkowo najbardziej "wpadły mi w ucho" były "Solar Confinement" i "Meltdown", mają w sobie chyba najwięcej energii. "Skunkworks" słucha się za to dość przyjemnie jako tła muzycznego, puszczonego trochę ciszej na funkcji "repeat" na przykład podczas pracy.
Dickinson, zniechęcony porażką "Skunkworks" nie gra kawałków z tej płyty na koncertach (w ogóle gra niewiele ze swych pierwszych płyt solowych). Zwrócił się (i chwała mu za to) z powrotem w kierunku metalu, tworząc tak wspaniałe działa, jak "Accident Of Birth" i "Chemical Wedding". Tymczasem płyta nie jest w cale taka zła. Jest inna. Jest niewątpliwie gorsza od pozostałych. Jednak nie dyskredytowałbym tej pozycji w dyskografii Bruce'a. Owszem, czuje się zobowiązany ostrzec każdego potencjalnego nabywcę tego albumu: uważaj, może Ci się nie spodobać. Ale bynajmniej nie musi.