- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Bloodwritten "Thrashin' Fury"
Bloodwritten już od dawna nie jest kapelą blackmetalową. Nowy album "Thrashin' Fury" nie tylko tytułem wskazuje, w jakim kierunku konsekwentnie podąża zespół. Choć pewne elementy image'u koncertowego wskazują na przywiązanie do korzeni, proporcje sukcesywnie przesuwają się w stronę agresywnego, energetycznego thrashu. Czy zespół ewoluuje w dobrym kierunku? Na to pytanie niech odpowie krążek "Thrashin' Fury".
Pierwszy kawałek jest świetny. Klasyczny thrash - black, zagrany w dobrym tempie, ze skrzeczącym, agresywnym growlem. "You fucking whore!" - aż chce się krzyczeć z wokalistą! Następne dwa numery kontynuują ten klimat, a potem... Wszystko zlewa się w całość, w której ciężko mi wyróżnić kluczowe momenty. I to jest właśnie problem z tego typu graniem. Spójne, "blackened - thrashowe" albumy, których nikt nie posądzi o komercję, z reguły grane są dość zachowawczo. Wokal nie wyjdzie poza jednostajny growl, tempo nie spadnie na dłużej niż trzydzieści sekund, a gitary jak młócą, tak będą młócić po wsze czasy amen. I tu kłania się fenomen Slayera. Można grać tak samo przez milion lat, a fani mimo to będą szaleć z radości, ilekroć dostaną do rąk nową płytę. Odstawię więc na bok swoje gusta i spróbuję ocenić Bloodwritten właśnie w tej konwencji.
Uparłam się bardzo i wynalazłam na płycie numer, który trochę różni się od całości. "Zombie Survival", bo o nim mowa, to bardzo prosty kompozycyjnie kawałek - i jak się okazuje, w prostocie siła. Moim faworytem pozostaje jednak wspomniany już wcześniej "Whore", co do którego zaryzykowałabym nawet określenie "przebojowy". Na chwilę zatrzymam się jeszcze przy "Unleashed The Unholy", który znajduje się gdzieś w połowie drogi między kreatorowo - slayerowym thrashem, a black metalem. Podoba mi się wplecione w ten numer zwolnienie tempa, utrzymane w pesymistycznym, blackowym klimacie, i klasyczne tremola, które przeplatają thrashowy łomot. Więcej takiego mieszania gatunków i byłabym skłonna ocenić ten album znacznie wyżej.
Płytę polecam każdemu, kto chce porządnie zdemolować swoje kręgi szyjne. Lubisz klasyczny thrash z blackmetalowym skrzekiem? Startuj do sklepu po "Thrashin' Fury" i uprzedź sąsiadów, że tej nocy nie będą spali zbyt dobrze.