- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Black Sabbath "Master Of Reality"
Chyba nikt nie spodziewał się, że po wydaniu arcyciekawego i doskonałego albumu "Paranoid", Black Sabbath nagra płytę jeszcze lepszą i dojrzalszą. A jednak! "Master Of Reality" dosłownie zwala z nóg, pierwsze cztery utwory są pełne niesamowitej werwy i czadu, i można ich słuchać bez końca. Druga "czwórka" jest już znacznie gorsza, jednakże te kompozycje, chociaż mi osobiście nie odpowiadają, także mają wielu zwolenników. Wyraźnie słychać, że zespół jest w świetnej formie. Para Butler - Ward tworzy według mnie najlepszą sekcję rytmiczną na świecie! Na tym albumie nie ma już żadnego "dziwadła" (w stylu "Rat Salad" czy "Planet Caravan"), jest po prostu sześć świetnie zagranych piosenek i dwa ciekawe utwory instrumanetalne. Mimo, że "Master Of Reality" został nagrany 29 lat temu, wciąż słucha się go świetnie!
Kilka słów o utworach, które się znalazły na płycie.
"Sweet Leaf" (10/10). Na początku słyszymy... kaszel! Jak mówi Iommi: "Kaszel, od którego zaczyna się ten album, to naprawdę ja! Ozzy wyciągnął skręta, zapaliłem go i zaciągnąłem się. Prawie udusiłem się nim i to zostało nagrane!". Po tym charakterystycznym dźwięku słyszymy świetny, niezwykle melodyjny i łatwo wpadający w ucho mocny riff - kolejny należący do kanonu najlepszych riffów w historii muzyki. Słuchając tekstu, można odnieść wrażenie, że piosenka mówi o miłości ("When I first met you/ then realize I can't forget you..."), w rzeczywistości jest to miłość do... "słodkiego liścia", czyli po prostu marihuany. Tekst wyszedł spod pióra Geezera Butlera. Warto też zwrócić uwagę na doskonałą formę Ozzy'ego, grę Billa i cudowną solówkę Tony'ego. "I LOVE YOU SWEET LEAF!".
"After Forever" (10/10). Najpierw dziwny wstęp na syntezatorze, a potem odlotowy riff oparty na gitarze i basie, z syntezatorem przebrzmiewającym w tle. To chyba, obok "Back Street Kids" z albumu "Technical Ecstasy", najbardziej melodyjny riff w historii zespołu. Co ciekawe, utwór napisał samodzielnie Tony Iommi i zawarł w nim pochwałę chrześcijaństwa i Boga, aby raz na zawsze odsunąć od zespołu podejrzenia o satanizm. Tymczasem Kościół uznał tę kompozycję za... bluźnierstwo. Bardzo podoba mi się ostra linia melodyczna, śpiew Ozzy'ego, jak zwykle bardzo ciekawa solówka, wykorzystująca ciekawe efekty studyjne i wreszcie końcówka z fajnym, pulsującym basem i przebrzmiewającym w tle syntezatorem. Jedna z najlepszych piosenek grupy, jednak nie tak znana jak chociażby "Sweet Leaf", "Children Of The Grave" czy "Into The Void" z tegoż albumu.
"Embryo" (10/10). Króciutki, trzydziestosekundowy utwór instrumentalny, podczas którego z głośnika wydobywają się dziwaczne dźwięki, tworzące bardzo ciekawy rytm. To zaledwie pół minuty, ale jak fajowo brzmi i przede wszystkim doskonale wprowadza do następnego utworu, czyli...
"Children Of The Grave" (10/10). ODLOT! Jeden z najwspanialszych riffów Black Sabbath, ze świetnym tempem i NIESAMOWITYM Billem Wardem na perkusji. Dźwięki, które wydobywa z instrumentów perkusyjnych, po prostu zwalają z nóg. Poza tym wreszcie różne efekty głosowe przyniosły spodziewany skutek. W środku mamy świetne zwolnienie tempa i potem nagłe przyspieszenie. Cudowne jest także zakończenie i już na sam koniec kilkunastosekundowe szepty i dziwaczne dźwięki. Można słuchać bez końca!
"Orchid" (8/10). Drugi utwór instrumentalny, tym razem słyszymy Tony'ego Iommiego na gitarze akustycznej. Może to dziwić, ale na późniejszych albumach obecność tego typu utworów będzie po prostu standardem. Może nie jest to porywające, ale zawsze musi być ten pierwszy raz... Następne utwory wykonywane przez Iommiego na "pudle" są naprawdę wspaniałe!
"Lord Of This World" (6/10). Mroczny riff na początek, a potem zwolnienie - musze przyznać, że niezbyt mi się to podoba. Nie odpowiada mi żółwie tempo utworu, które zmienia się dopiero po dosyć długiej solówce Tony'ego. Zupełnie chybiona linia melodyczna i ogólnie nuda!
"Solitude" (5/10). Zdecydowanie najsłabszy utwór na płycie, bezpłciowa i nieciekawa balladka.
"Into The Void" (6/10). Jeden z największych hitów zespołu, jednak nigdy mi się on nie podobał. Piosenka bardzo podobna do "Lord Of This World" (riff i tempo), z tym że do wokalu dodano echo i mamy tu chwilowe przyspieszenia. Mnie ten utwór po prostu nudzi, ale wiele osób uważa go za jeden z najlepszych w historii zespołu.
To już koniec. Nie siedź tak z wybałuszonymi oczami, puść płytę od nowa! Lektura obowiązkowa!
niemniej ja bardzo lubię BS od 1 płyty
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Iron Maiden "The Number of the Beast"
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
King Crimson "In the Court of the Crimson King"
- autor: Grzegorz Kawecki
Aktualna ocena (666 głosów): (licznik stan na 19:35 03.01.2022)