- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Black Sabbath "Born Again"
Wszystko zaczęło się od spotkania Tony'ego Iommiego z Ianem Gillanem w jednym z londyńskich pubów. I jak to często bywa podczas rozmowy przy kieliszku, obu dżentelmenom udało się dojść do porozumienia. W jakiej sprawie? Otóż po odejściu Ronniego Jamesa Dio, szef Sabbath na gwałt szukał wokalisty do swojego zespołu, a bezrobotny wówczas Gillan wydawał mu się (zupełnie zresztą słusznie) wyborem znakomitym...
Tymczasem w światku muzycznym wydarzenie to wywołało nie lada sensację. A także kontrowersje. Jakkolwiek bowiem zarówno Black Sabbath, jak i Deep Purple należą do grona hardrockowych tuzów i pionierów ciężkiego grania, to jednak stylistycznie obie kapele wiele różni i nie mogło obejść się bez pytań typu: "Co powstanie z tej efemerydy?", "Czy Sabbath nie straci teraz swej muzycznej tożsamości?", "Czy nadal będzie to zespół z piekła rodem?"...
Na szczęście obawy okazały się być zdecydowanie na wyrost. Black Sabbath pozostał zespołem ze swoim charakterystycznym upiornym brzmieniem. Mało tego. Śmiem twierdzić, że "Born Again" to najbardziej przepełniona atmosferą grozy i niepokoju płyta w dorobku grupy. Przede wszystkim za sprawą umieszczonego nań absolutnie rewelacyjnego utworu "Zero The Hero". Iommi i Butler z uporem maniaka powtarzają tu wgniatający w ziemię, pokotłowany gitarowy riff. Na pierwszym planie zaś Ian Gillan zajadle skanduje tekst utworu. Takiego wcześniej go nie znaliśmy... W tle natomiast odgłosy bijących dzwonów i przelatujących odrzutowców - cóż za przerażający nastrój! No i to solo gitary: długie, atrakcyjne melodycznie, frapujące dźwiękiem, z pewnością jedno z najlepszych w dorobku Tony'ego. Obrazu całości dopełnia niezwykle duszne i przytłaczające brzmienie. Majstersztyk!
Praktycznie cała płyta pozbawiona jest słabych punktów i utworów - wypełniaczy. Bo za takie z pewnością nie można uznać "Stonehenge" i "The Dark" - miniatur muzycznych nadających albumowi tego niesamowitego mrocznego klimatu. W pierwszej z nich słyszymy syntezatorowe odgłosy bicia serca. Możemy je interpretować, podobnie jak tytuł płyty, jako narodziny nowego wcielenia Black Sabbath. Niedługo niestety było dane nam się nim cieszyć, ale o tym później. Obie powyższe kompozycje wprowadzają słuchacza w dwa najwspanialsze numery na płycie. I tak jak słuchając "The Dark", po głowie chodzi już genialny "Zero The Hero", tak "Stonehenge" nierozerwalnie związany jest dla mnie z "Disturbing The Priest" - kompozycją pełną niebywałego napięcia oraz licznych zmian tempa, najeżoną gitarowymi dysonansami, z potężnym uderzeniem w refrenie.
A mamy przecież jeszcze "Trashed" i "Digital Bitch" - porywające, szybkie czady. Gdy Iommi gra solo - iskry sypią się z gryfu. Pozostałe trzy utwory nie zachwycają tak jak te wyżej wymienione. W kompozycji tytułowej Gillan mimo, iż śpiewa w przejmujący, dramatyczny sposób, miejscami chyba niepotrzebnie forsuje wokal. Podobny zarzut postawić mu można w motorycznym "Hot Line", stylistycznie najbardziej zbliżonym do dokonań macierzystej kapeli wokalisty. No i "Keep It Warm" - może nieco przypominający amerykańską, cokolwiek tandetną odmianę metalu, ale posiadający przepysznie melodyjny refren i brawurową (którą to już?!) solówkę gitary. W sumie więc sprawiający wrażenie pozytywne, podobnie jak i cały album.
"Born Again" jest niestety jedyną możliwością usłyszenia Black Sabbath ze świetnym Ianem Gillanem przy mikrofonie (nie licząc oczywiście paru bootlegów z trasy koncertowej). Współpraca z wąsatym gitarzystą trwała ledwie rok. Chociaż z drugiej strony dzięki temu już jesienią 1984 roku mogliśmy posłuchać "Perfect Strangers" - nowej, fenomenalnej płyty Deep Purple, w odrodzonym klasycznym składzie z Gillanem właśnie. A Sabbath do formy z "Born Again" już niestety nie powrócił (otarł się o nią na albumie "Dehumanizer"). Ale ileż razy można być nowo narodzonym?
A Zero The Hero. Wydaje mi się że to pierwszy NuMetal jaki stworzono. Gillan prawie rapuje, a w tle świetny riff. Brzmieć musiało to w tamtym czasie bardzo nowatorsko, a dzisiaj też robi wrażenie. Nastrój grozy dopełniają niezłe wstawki między utworami. Okladka nieźle oddaje to co się dzieje przez pierwszą połowę tej płyty. Jest diabelsko. :D
No właśnie po Zero The Hero jest już gorzej. Kolejne piosenki już nie robią takiego wrażenie, może utwór tytuły Born Again jeszcze ja cię mogę, ale z pozostałych bije przeciętność, chociaż to dobre piosenki w sumie i dobrze wykonane. Gdyby cała płyta była taka to chyba nie warto byłoby zawracać sobie głowy dzisiaj, chociaż nie mówie że są złe, nie robią już takiego wrażenie co początkowe utwory, to takie przeciętne Black Sabbath z przeciętnym Deep Purple skrzyżowane, te utwory są już niczym nie zaskakują.
Mimo to uważam że to jedna z najciekawszych płyt rockowych w ogóle. Z płyt Black Sabbath najczęściej do niej wracam. Na pewno warto jej posłuchać przynajmniej dla tych trzech piosenek jakie wymieniłem.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Exodus "Shovel Headed Tour Machine: Live At Wacken And Other Assorted Atrocities"
- autor: Megakruk
Kruk "Before He'll Kill You"
- autor: Paweł Kuncewicz
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol