- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Black Sabbath "Black Sabbath"
13 lutego 1970 roku (piątek!) to jedna z najważniejszych dat w historii muzyki rozrywkowej. Właśnie tego dnia w sklepach ukazał się debiutancki album Black Sabbath - jednego z najważniejszych (o ile nie najważniejszego) zespołów w historii "ciężkiej muzyki".
Album wzbudził ogromne zainteresowanie. Zresztą nie można przejść obojętnie obok niesamowitej okładki (czarownica na tle mrocznego krajobrazu i tajemniczego budynku) i aż się prosi, żeby tego posłuchać. A jest czego!
Takiej muzyki świat jeszcze nie słyszał. Niesamowite, mroczne i ciężkie riffy, tajemnicze teksty, świetne solówki Iommiego, nowatorska i "szalona" gra Butlera na basie, ostre walenie w bębny Warda i czasami wręcz histeryczny śpiew Osbourne'a, powodują że nawet dziś, po 30 latach od wydania, "Black Sabbath" wciąż sprawia ogromne wrażenie i inspiruje kolejne pokolenia muzyków. Ileż to znanych zespołów powołuje się na Black Sabbath: Metallica, Slayer, Judas Priest, Iron Maiden, a nawet Nirvana - to tylka kilka najsłynniejszych przykładów, a jest ich dużo więcej.
"Black Sabbath" to płyta, której każdy fan mocnego grania (i nie tylko) musi posłuchać, chociażby po to, żeby później nie narażać się na ośmieszenie, twierdząc że prekursorem metalu jest... Metallica (naprawdę żałosne stwierdzenie, ale już je wielokrotnie słyszałem). Album może się nie podobać, ale każdy powinien go znać.
Przejdźmy teraz do omówienia poszczególnych utworów:
"Black Sabbath" (10/10) - jedna z najważniejszych piosenek w całej historii metalu, którą każdy powinien choć raz w życiu usłyszeć. Wspaniały tajemniczy wstęp (burza, padający deszcz i dzwoniące w oddali dzwony) powoduje, że aż ciarki przechodzą po plecach. Nagle wchodzi Iommi ze niezwykle mrocznym i ciężkim riffem, Ward wali w bębny jak oszalały i Ozzy zaczyna recytować słynne słowa: "What is this that stands before me/ figure in black which points at me..." (niewtajemniczonych informuję, że utwór opowiada o człowieku, który umarł i ma trafić do piekła). Przez dwie zwrotki panuje niesamowita atmosfera, którą przerywa nagłe przyspieszenie i końcowa, rewelacyjna solówka Iommiego. REWELACJA, utwór po prostu powala z nóg.
"The Wizard" (8/10) - kolejny intrygujący wstęp, odegrany tym razem na harmonijce ustnej doskonale współgrającej z gitarą (jest to jedyny utwór BS, w którym słyszymy ten instrument), potem świetny riff i linia melodyczna z niesamowitym Wardem i doskonałym wokalem Ozza.
"Behind The Wall Of Sleep" (9/10) - świetny i niezwykle melodyjny motyw początkowy przechodzi w kolejny ciężki riff z mocno wyeksponowanym basem, po chwili słyszymy ciekawie przetworzony głos Ozzy'ego (m.in. efekt echa). Wszystko super, ale trochę szkoda niewykorzystania odlotowego wstępu
"N.I.B" (10/10) - kolejny klasyk metalu. Kto nie słyszał nigdy wstępu do tego utworu, powinien się wstydzić. Ponad czterdziestosekundowa niesamowita solówka zagrana na basie przez Geezera Butlera do dziś robi ogromne wrażenie i pozostaje jednym z najsłynniejszych zagrań basowych w historii muzyki. Geezer napisał także doskonały tekst, mówiący o diable, który zakochał się w Ziemiance i zmienił się nie do poznania (zaskakujące zdanie na zakończenie: "My name is Lucifer/Please take my hand".) Poza tym słyszymy kolejny przygniatający riff i super solówkę Iommiego.
"Evil Woman" (9/10) - cover piosenki mało znanego amerykańskiego zespołu "Crow". Jest najbardziej melodyjny na płycie, z chwytliwym refrenem ("Evil Woman don't you play a game with me") i doskonałym Butlerem szalejącym na basie. Pierwszy singiel w historii zespołu.
Ostatnie trzy numery, charakteryzują się dużymi wpływami bluesa i jazzu (wcześniej chłopaki w zespole o nazwie Earth grali właśnie taką muzykę) i wyraźnie różnią się od poprzednich kawałków:
"Sleeping Village" (6/10) - króciutki czterowersowy tekst, opowiadający o tajemniczym krajobrazie, bardzo dziwnie zaśpiewany przez Ozzy'ego, a potem długa improwizacja Iommiego. Podobają mi się tylko fragmenty, bo całość jest zdecydowanie zbyt długa.
"Warning" (5/10) - chyba najsłabszy utwór na płycie, dłuży się niemiłosiernie. Mnie się zupełnie nie podoba.
"Wicked World" (8/10) - niezwykle dziwny, o nietypowej budowie. Zaczyna się od rewelacyjnego riffu, przerywanego waleniem Warda w talerze, potem tempo zmienia się na bardzo powolne i pojawia się dziwaczny "antyśpiew" Ozzy'ego. W połowie utworu kolejna zmiana tempa i Iommi gra rewelacyjną solówkę, po czym kolejna zwrotka, a po niej... początkowy riff i koniec. Utwór może się nie podobać, ale dla mnie jest świetny.
To już koniec. Wydawać się może niewiarygodne, ale nagranie tegoż albumu zajęło osiem godzin i kosztowało 1200 dolarów! Efekt tej króciutkiej sesji nagraniowej przeszedł najśmielsze oczekiwania. Black Sabbath z miejsca dołączył do muzycznej czołówki tamtego okresu i uraczył nas potem jeszcze wieloma znakomitymi albumami. Zespół wzbudzał także niezdrowe emocje: mroczna atmosfera, niesamowite teksty, niezwykle ciężkie riffy, na dodatek odwrócone krzyże na okładce (wytwórnia umieściła je mimo stanowczego sprzeciwu zespołu), spowodowało iż grupa została uznana za satanistów, co oczywiście jest kompletną bzdurą.
Na koniec zacytuje reakcję ojca Ozzy'ego Osbourne'a - po wysłuchania tego albumu powiedział: "Synu, jesteś pewien, że nadal pijesz tylko alkohol...?". Nic dodać nic ująć.
Lektura obowiązkowa!!!
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Iron Maiden "The Number of the Beast"
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
Slayer "Seasons in the Abyss"
- autor: Woland