- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Black River "Black River"
Bardziej wtajemniczonym skład, w którym nagrana została płyta "Black River", może przyprawić o zawrót głowy. Behemoth, Vader, Rootwater, Neolithic - te nazwy sugerują, że mamy do czynienia z czołówką polskiej sceny metalowej. Być może wielu słuchaczy oczekiwałaby jakieś niesamowitej superprodukcji, podpieranej na wyrost układanymi hasłami reklamowymi, ale zapewniam, że nie ma takiej potrzeby. Powiem więcej, taka kampania mogłaby nawet zaszkodzić wizerunkowi Black River. Dlaczego? Otóż największą siłą krążka są jego autentyczność i polot. Nie ma tu ani grama chłodnej kalkulacji, nie ma niepotrzebnej wirtuozerii czy przypadkowych utworów. Widać, że zespół nagrał album taki, jaki chciał nagrać, nawiązując do klimatów najbardziej mu bliskich.
Na krążku znajduje się dziesięć utworów, którym bardzo blisko do stonerowych klimatów, ale od pierwszego do ostatniego utworu narzuca się przede wszystkim jedno skojarzenie - rock n' roll. Czuć tu ducha starego Black Label Society (i nie chodzi mi tylko o nazwę) czy Motorhead. Nie ma tu wielkiej filozofii - dość proste, ale bardzo energetyczne gitarowe riffy, przyjemnie pulsująca sekcja, znakomite wokale, chwytliwe refreny - wszystko doskonale wyważone, profesjonalnie i precyzyjnie zagrane. Znajdziemy na "Black River" całe spektrum rockowych nastrojów - od motorheadowego "Punky Blonde", przez metalowy "Crime Scene" (świetny, ciężki, miażdżący riff - mój faworyt), lekko core'owy "Fanatic" z "bujającym" refrenem, rockowy, przebojowy "Free Man", aż po balladowy "Silence", którego drugiej, akustycznej wersji możemy posłuchać na końcu płyty. Pomimo tej różnorodności wszystkie numery są bardzo spójne i ani razu nie musimy się zastanawiać, czy wszystkie są autorstwa tego samego zespołu. Ponadto nie sposób tu wskazać utwór, który odstaje jakościowo od reszty. Należy też wspomnieć o specyficznym brzmieniu płyty - nieco archaicznym (zespół zdecydował się na w pełni analogowe nagrywanie), brudnym, dodaje to muzyce charakteru i świetnie pasuje do rock n' rollowego konceptu.
Album nie nuży ani przez moment. Starszym fanom od przesłuchania pierwszego kawałka pojawi się uśmiech na ustach i nie zniknie już do końca płyty. Młodszych lub mniej wtajemniczonych też długo nie będzie trzeba przekonywać i głowa sama będzie się kiwać. To ja teraz - pozwólcie - naleję sobie szklaneczkę whisky, rozsiądę się w fotelu, nogi na stół i jeszcze raz...
Żal...
Recenzję pisał chyba ktoś znajomy...
...co za czasy
...a płytka bomba, a i koncerty nie zgorszy:)
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Sepultura "A-Lex"
- autor: Piter_Chemik
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Virgin Snatch "Act of Grace"
- autor: Krzysiek "kksk"
- autor: kriz
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Acid Drinkers "Verses of Steel"
- autor: Lubek
- autor: don Corpseone