- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Billy Corgan "TheFutureEmbrace"
"Wszystko się zmienia" śpiewa Billy Corgan w utworze otwierającym płytę. Zmiany nie ominęły także i jego. Lider jednego z najważniejszych gitarowych zespołów, jakim był Smashing Pumpkins, na swoim solowym krążku postanowił odłożyć gitarowy zgiełk na bok i zanurzyć się w elektronice.
"TheFutureEmbrace" to bardzo stonowana płyta. Gitary, nawet jeśli są, to tworzą tylko tło, nie odgrywając pierwszoplanowej roli w budowaniu aranżacji. Dominację przejmują trochę rozmyte, elektroniczne brzmienia, które wraz z automatem perkusyjnym stanowią rdzeń kompozycji. Tak jest od początku do niemal samego końca. Czasami pojawią się inspiracje trip-hopowe ("The Cameraeye"), czasami z kręgu new romantic ("Walking Shade"), gdzieniegdzie można wyłowić echa Smashing Pumpkins, ale raczej tego z płyty "Adore", niż powiedzmy z "Gish", czy "Siamese Dream". Odejściem od zimnych, skomputeryzowanych dźwięków jest delikatny, intymny "Strayz". Swego rodzaju ciekawostką jest przeróbka przeboju Bee Gees, "ToLoveSomebody", do wykonania której Billy zaprosił lidera The Cure - Roberta Smitha. Zresztą Smith nie jest jedynym gościem na płycie - w utworze "Dia" na perkusji zagrał stary kompan Corgana ze Smashing Pumpkins i Zwan, Jimmy Chamberlin.
Muzyka "TheFutureEmbrance" płynie. To dobre określenie. Płynie spokojnym nurtem. Melodie schowane są pod powierzchnią wyważonych dźwięków, zminimalizowany został dramatyzm i pierwiastek zaskoczenia. Słowem, w cień odeszło wiele firmowych elementów twórczości Billy'ego Corgana. To właśnie połączenie wpadających w ucho melodii, z gniewem i eksplozjami kipiącej energii w "Bullet with Butterfly Wings", albo rockowej siły z orkiestrowym rozmachem w "Tonight, Tonight" sprawiało, że słuchaczowi przechodziły ciarki po plecach. Stonowane brzmienie "TheFutureEmbrance" buduje zgoła inny nastrój, któremu nie towarzyszą tego typu emocje.
Coś jednak w tej muzyce drzemie. Szkoda tylko, że Corganowi nie udało się tego czegoś do końca rozbudzić. A może wolał to zachować na kolejną płytę swojego głównego zespołu, bez którego, jak niedawno wyjawił, żyć nie może...