- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Bill Bruford "Making a Song and Dance: A Complete-Career Collection"
Chociaż obejmująca ponad cztery dekady kariera muzyczna Billa Bruforda oficjalnie zakończyła się już na początku 2009 roku, można odnieść wrażenie, że wycofywanie się z biznesu jest wciąż trwającym procesem. Dla fanów rocka zamknięcie pewnej ery nastąpiło nawet dwanaście lat wcześniej - gdy perkusista odszedł z King Crimson, by poświęcić się tylko jazzowi. Innym ostatnią nadzieję mogła odebrać informacja z roku 2020 o tym, że Anglik wystawił swoją kolekcję sprzętu muzycznego na sprzedaż. Jako kolejny etap pożegnania jawi się "Making a Song and Dance: A Complete-Career Collection" - sześciopłytowy zestaw wybranych przez perkusistę utworów z jego dorobku.
Przy przygotowywaniu takiej kompilacji nie wypada się ograniczać do warstwy dźwiękowej. W pudełku oprócz trzech podwójnych kopert na płyty kompaktowe znalazły się więc też niewielki plakat z ilustracją z okładki oraz książeczka w twardej oprawie. Około czterdzieści stron zajęły zdjęcia, fragmenty wypowiedzi m.in. Ricka Wakemana z Yes, Mike'a Portnoya z Dream Theater, Danny'ego Careya z Tool i Neila Pearta z Rush na temat Billa Bruforda oraz tekst autorstwa samego bohatera wydawnictwa, w którym opisał on swój stosunek do przemysłu muzycznego, wytłumaczył, czym się przez dziesięciolecia kierował jako instrumentalista, oraz wyjaśnił wybór i układ utworów na składance, w tym dlaczego trafiły na nią również nagrania koncertowe, a także skomentował każdy z sześciu krążków. Co do fotografii, nie do końca odpowiadają one dźwiękowej zawartości kompilacji. Widać na nich m.in. Jamiego Muira na próbie King Crimson i Billa Bruforda na scenie z Genesis, tymczasem na płytach nie słychać ani pomysłowego Szkota, ani opuszczonej przez Petera Gabriela grupy. Z drugiej strony perkusista ani słowem nie wspomniał o U.K. Elementy zestawu najlepiej jest więc traktować jako wzajemnie się uzupełniające - żaden nie przedstawia całej kariery Billa Bruforda samodzielnie.
Resztę książeczki stanowi lista z danymi każdego z siedemdziesięciu zebranych utworów: ich autorami, wykonawcami i źródłowymi albumami. Pomiędzy płyty nagrania podzielone zostały według funkcji Billa Bruforda w zespole. Pierwsza para krążków nosi podtytuł "The Collaborator", druga - "The Composing Leader", piąty to "The Special Guest", a ostatni - "The Improviser". Na każdą z płyt trafiła ponad godzina muzyki, a nagrania na nich uszeregowane zostały chronologicznie, ale według dat publikacji, nie rejestracji - robi to różnicę przede wszystkim w przypadkach "archiwalnych" koncertówek.
Pierwszy krążek wypełniły utwory Yes i dwóch zespołów, w których Bill Bruford tworzył sekcję rytmiczną z Johnem Wettonem: King Crimson i U.K. - czyli rock progresywny z lat 70. Otwierający listę "I've Seen All Good People" daje do myślenia na temat natury całej kompilacji. Według książeczki Bill Bruford nie jest nawet współautorem tego jednego z największych przebojów Yes. Perkusista nie pokazał w nim też nadzwyczajnego talentu - dopiero w drugim utworze, "Heart of the Sunrise", słychać jego kunszt. Równocześnie jakimś cudem, przy takim doborze materiału, ta chronologiczna składanka broni się kompozycyjnie, jest spójna jako całość. Przebój Yes stanowi dobry wstęp, a punktem kulminacyjnym są popisy instrumentalistów w "Starless" King Crimson, po którym "Nevermore", jedyny utwór U.K. w zestawie, pełni funkcję spokojnego zakończenia.
Płyta druga to prawie w całości również rock progresywny, ale w trochę innym wydaniu. Znalazła się tu m.in. singlowa wersja "Brother of Mine" formacji Anderson, Bruford, Wakeman, Howe, czyli alternatywnego składu Yes, jako zakończenie lat 80., a także jeden kawałek PianoCircus - zespołu, w którym perkusista towarzyszył czworgu muzyków obsługujących instrumenty klawiszowe. Reszta to głównie King Crimson z czasów, gdy jego wokalistą był Adrian Belew. Krążek otwierają nagrania składu, który Bill Bruford nazywa swoim ulubionym wcieleniem grupy. Cztery kawałki z "kolorowej trylogii" King Crimson z początku lat 80., głównie z albumu "Beat", dobrze do siebie pasują. Słychać tu m.in. nowofalowe zapędy formacji oraz perkusję elektryczną. Następnym reprezentantem zespołu Roberta Frippa jest "Sex Sleep Eat Drink Dream" z "Thrak" z 1995 roku. O czym można się przekonać dopiero z książeczki albo po włączeniu płyty, bo na pudełku nie ma adnotacji "live", pięć kolejnych utworów King Crimson to nagrania koncertowe: "Larks' Tongues in Aspic: Pt 2" z albumu "The Night Watch" to powrót do składu z Johnem Wettonem, "Three of a Perfect Pair" i "Man with an Open Heart" z "Absent Lovers" to znowu lata 80., a "Elephant Talk" i "Indiscipline" w wykonaniu "podwójnego tria" wzięto z "On Broadway". Również "Big Funk" nie pochodzi z żadnej z typowych studyjnych pozycji w dyskografii zespołu - pierwotnie wydany został na "Nashville Rehearsals". Płyta robi w efekcie wrażenie EP-ki poszerzonej o dużą porcję bonusów, przy czym jednak i na tym krążku blisko końca znalazły się perełki. Jedną jest oczywiście "Indiscipline" - byłbym rozczarowany, gdyby utwór trafił na tę składankę w wersji nie koncertowej, lecz studyjnej, czyli bez perkusyjnej solówki na początku. Druga to "Big Funk" wykonany w duecie przez Billa Bruforda i Pata Mastelotto. "The Still Small Voice" PianoCircus, będący bardziej muzyką elektroniczną z fortepianem, zgrabnie zamyka całość.
Druga para płyt przynosi większą zmianę stylu. Trzeci krążek w zestawie to przejście od rocka progresywnego do jazzu i materiał prawie w całości instrumentalny. W utworach zespołu Bruford słychać przede wszystkim współpracę utalentowanych muzyków, przy czym perkusja wyróżnia się rzadko - a w "Palewell Park" nawet w ogóle jej nie ma, mimo że to Bill jest autorem kompozycji - częściej popisują się gitarzysta, klawiszowiec i basista. Grający bardziej nastrojowo Earthworks dorzuca do instrumentarium dęciaki. Również tu Bill Bruford stara się nie wysuwać na pierwszy plan, ale potrafi też zaciekawić perkusją elektroniczną, a w "My Heart Declares a Holiday" - solówką. Dobrą, spójną płytę zgrabnie zamykają oklaski publiczności, a następnie gitara akustyczna, fortepian i sprawna sekcja rytmiczna, czyli "Thistledown" tercetu Bruford, Towner, Gomez. Krążek czwarty to pogodny Earthworks, prawie big-bandowy Earthworks Underground Orchestra, ale też "Original Sin" trochę mniej jazzowej formacji Bruford-Levin. Na tej płycie niezaprzeczalna jest już przewaga dęciaków. Uwagę zwraca też fortepian, a w "Revel Without a Pause" i "Triplicity" Earthworks - popisy Billa Bruforda.
Na piątym krążku znalazła się największa mieszanka wykonawców. Cztery pierwsze utwory - po dwa przywodzącego na myśl bardów Roya Harpera i znanego z Yes Chrisa Squire'a - pochodzą z roku 1975. To w większości dość standardowe piosenki rockowe, w starym, przyjemnym stylu, z miejscem na solówkę, ale nie perkusyjną. Dopiero w dwunastominutowym "Silently Falling" Squire'a robi się bardziej progresywnie. "Calliope" Ala Di Meoli brzmi wyraźnie latami 80., a choć utwór skomponował gitarzysta, jest w nim już więcej pola dla perkusisty. "Voodoo Chile" w wykonaniu zespołu Davida Torna to oczywiście kawałek Jimiego Hendrixa. Następnie słuchaczowi prezentowane są dwa utwory gitarzysty fusion Kazumiego Watanabe i jeden kolejnego członka Yes, tym razem Steve'a Howe'a. Buddy Rich Big Band może przynieść zaskoczenie - chociaż autorem "Lingo" jest Bill Bruford, kompozycja to przede wszystkim kilka minut dla dęciaków. Za najważniejszą pozycję na płycie uznać można "Prism" Pierre'a Favre'a, znany m.in. z koncertów King Crimson, tu w trwającym sześć i pół minuty, urozmaiconym afrykańskimi akcentami wykonaniu trzech muzyków obsługujących różne instrumenty perkusyjne, działających pod szyldem Pete Lockett's Network of Sparks. Krążek zamyka jazzowy, niepokojący "Achilles Feel" PianoCircus z jeszcze jedną porcją popisów Billa Bruforda. Na szczęście różnorodność płycie nie szkodzi. Gdyby słuchacz nie wiedział, co jest elementem wspólnym tych dwunastu utworów, mógłby pomyśleć, że włączono mu stację radiową grającą stare rockowe kawałki - chociaż nie wyświechtane przeboje - z domieszką jazzu.
Szósta płyta prezentuje perkusistę jako improwizatora, nie oznacza to jednak, że występuje on już tylko na pierwszym planie. Motyw przewodni wydaje się nawet nieco inny przez to, że większość z trzynastu utworów to efekty współpracy z jazzowymi pianistami - po cztery kawałki duetów Moraz-Bruford i Bruford-Borstlap. Do listy tej można dorzucić jeszcze jedno nagranie PianoCircus. Reszta to dwa utwory jazzrockowego zespołu Davida Torna, w których słychać m.in. trąbkę, "No Warning" z "Three of a Perfect Pair" King Crimson oraz zatytułowana "With Friends Like These..." solówka Billa Bruforda z koncertu Earthworks. Krążek może przypaść do gustu przede wszystkim miłośnikom freejazzowego grania.
Jeśli ktoś chce zgłębić wiedzę o dokonaniach Billa Bruforda, ale nie wie, jak się za to zabrać, "Making a Song and Dance: A Complete-Career Collection" powinno mu pomóc. Przy okazji może poznać ciekawych wykonawców, z którymi perkusista nie współpracował stale lub którym tylko akompaniował. Oczywiście jest to też niewielki zarzut - na składance Billa Bruforda samego Billa Bruforda zdaje się być zbyt mało. Z drugiej strony epatowanie bez umiaru nietuzinkowym talentem mogłoby być gorsze. Te sześć płyt to historia, w której jest miejsce nie tylko dla jednego muzyka.