- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Bask "American Hollow"
Czterech młodzieńców z Asheville u podnóża Appalachów w Północnej Karolinie założyło kapelę, której miano Bask (ang. "wygrzewać się w słońcu") nadali. Nie wiem, czy choć jeden z muzyków pracuje w United States National Climatic Data Center zlokalizowanym w Asheville właśnie. Taką nazwę wytrzasnęli i choć nie grają reggae, a bardziej okołostonerowe rzeczy, to ich muzyka przypomina górską pogodę, więc meteo-skojarzenia same się włączają.
"American Hollow" to debiutancki album Amerykanów. Nagrano go bez niepotrzebnej spiny, że ma być ostrzej, szybciej, bardziej odjazdowo itd., niż to, co proponują zespoły już uznane. Największą zaletą płyty jest to, że ocieka ta muzyka ludzkimi namiętnościami. Nikt tu nie stara się być dokładny, jak maszyna, bo i po co? Gitary pływają w melodyjnych jeziorach, bębny tętnią, czynele odbijają światło. Do tego głosy wokalistów naturalne, bez silenia się na cokolwiek. Podobnie jest jeśli chodzi o budowę kompozycji. Wolna amerykanka. Nikt tu nie dba o schematy czy receptury eliksirów wpadających w ucho. Bask, mimo że często zaskakuje fragmentami swoich utworów, to nie szokuje. Już otwierający album utwór "High Mountain Pass" brzmi jak spotkanie Black Sabbath z okolic czwartej płyty z Sonic Youth. Spotkanie nieoczywiste, ale też wcale nie przykre. Albo weźmy taki numer, jak "A Man's Worth". Leniwe gitary głaszczą do snu, ale zasnąć nie sposób, bo rozrasta się to w stronę doomowego walca. Inna sprawa to fakt, że często słychać, że dany kawałek sam się napisał w kanciapie na próbach. Ewidentnie taki jest prawie instrumentalny "Land of the Sky" (a propos: tak potocznie nazywane jest Asheville), który tak naprawdę jest jeszcze nieoszlifowany, ale jeśli człowiek da się wciągnąć w atmosferę, to niedopracowanie wcale nie przeszkadza. Nie przeszkadza również dziwne skojarzenie, że w "Endless Summer" mamy niekończące się lato, a ta muza rośnie jak śniegowa kula.
"American Hollow" to album, który płynie sobie swobodnie, a najlepiej pływa się z tą muzyką leżąc bezwiednie na plecach. Takie poddanie się atmosferze muzyki Bask to najlepsze podejście do tematu. Polecam wszystkim, którzy lubią rocka i metal w bardziej ludzkiej odsłonie, i ziemniaki pieczone w popiele ogniska.
Materiały dotyczące zespołu
- Bask
aczkolwiek nie będę ukrywał, że nie przepadam za tą Ameryką 'dzisiaj'
wolę Europę...