- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Baest "Necro Sapiens"
Dania nigdy nie była krajem, któremu można by przypiąć łatkę "zagłębia metalu". W przeciwieństwie do lokalnego rolnictwa, wysoko rozwiniętego i nad podziw produktywnego, poletko brzmień ciężkich wydało na świat raptem kilka kultowych i wpływowych formacji. Najbardziej łaskawe w tej kwestii okazały się dla ojczyzny Hamleta lata 80., kiedy to z trzewi Zelandii i Jutlandii wypełzły Mercyful Fate, Pretty Maids i Artillery, a dekadę później jeszcze Denial of God. Po drodze swoje piętno na historii muzyki rozrywkowej, acz bez większych sukcesów, próbowały odbić również Illdisposed i HateSphere. I nagle, w roku 2015, w portowym mieście Aarhus skrzyknęła się piątka chłopaków, aby razem pograć death metal. Na rezultaty prac kwintetu Baest nie trzeba było długo czekać. Ich EP-ka z 2016 roku, zatytułowana "Marie Magdalene", zapewniła im kontrakt z niemiecką Century Media Records. Od tego momentu Duńczycy zaczęli dokazywać coraz śmielej, wpierw wypuszczając longplaya "Danse Macabre", a potem ruszając w lukratywne trasy z Decapitated oraz Entombed A.D. i Aborted.
Zamiast osiąść na laurach, zespół zakasał rękawy i w zastraszającym tempie wypluł z siebie kolejne wydawnictwo - świetne, cuchnące szwedzką stęchlizną "Venenum". Gdy zasiadłem do odsłuchu "Necro Sapiens", trzeciego longplaya studyjnego w karierze Baest, zastanawiałem się, czy Skandynawom uda się zachować dobrą passę, nie klonując przy tym poprzedniego materiału.
Płytę otwiera "The Forge", półminutowe intro zbudowane z perkusyjnych zagrywek, mających imitować odgłosy panującego w kuźni znoju, dzieje się w nim jednak zbyt mało, by wprowadzić słuchacza w jakikolwiek nastrój. Ten sam patent, z dużo większym powodzeniem, zostanie wykorzystany raz jeszcze w "Czar", najbardziej podniosłym kawałku na całym krążku, wszelako nie znaczy to, że duńska załoga spłodziła ociekający patosem album. To nie ta bajka. Zawartość "Necro Sapiens" w sposób oczywisty i bezpośredni nawiązuje do najlepszych zasad szwedzkiego i amerykańskiego death metalu. Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku "Venenum", na "Umrzyku Rozumnym" królują średnie tempa, lecz na tym podobieństwa się kończą. O ile drugi longplay Baest nastawiony był przede wszystkim na ostrą jazdę do przodu, to jego następca wprowadza mnóstwo urozmaiceń i kombinacji, co chwilę przełamujących schemat i w efekcie wymaga od odbiorcy ciągłego skupienia.
Na szczególne wyróżnienie w tym kipiącym od pomysłów tyglu zasługuje wokalista Simon Olsen, który pozwala swym słowom wybrzmieć w stopniu umożliwiającym ich zrozumienie, co w tym gatunku wcale nie jest regułą. Barwa jego głosu przywodzi na myśl Mikaela Akerfeldta z etapu jego współpracy z Bloodbath oraz Davida Vincenta, kiedy to na przełomie 1994 i 1995 roku wraz z Morbid Angel nagrywał "Domination". Ten drugi wpływ wyczuwalny jest zwłaszcza w utworach "Abbatoir", "Towers of Suffocation" i "Purification Through Mutilation".
Zasadniczo jedynym minusem "Necro Sapiens" jest brzmienie perkusji, zbytnio schowanej w miksach. Na "Venenum" grę Sebastiana Abildstena należycie wyeksponowano, tutaj nieraz ginie, przykryta gęstą siecią riffów.
Swym trzecim longplayem Baest wzorowo wpisują się w nurt niesłabnącej fascynacji starym death metalem. I choć sam materiał nie poraża oryginalnością, to przecież nie o to w tym gatunku chodzi, aby przełamywać granice i wymyślać koło na nowo. Zmieszane w odpowiednich proporcjach szczerość, pasja, dobry warsztat i wzorce to wśród muzycznych spadkobierców Chucka Schuldinera wystarczający przepis na sukces. I realizowanie tego przepisu wychodzi Duńczykom znakomicie.
Materiały dotyczące zespołu
- Baest
A Denial of God lubię bardzo. Klimatyczny black zmieszany z horrorem. Niektórzy uważają, że cepelia. Może oprócz surowszej jedynki i racja. Ale mnie ta konwencja nie przeszkadza, bo tą cepelię robią z klasą