- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ayreon "The Human Equation"
Do twórczości Ayreon przekonywałem się czas jakiś. I chociaż od dawna jestem skłonny przyznać, że jest to muzyka oryginalna, niezwykle poukładana aranżacyjnie oraz na niezmiennie wysokim poziomie, to do tej pory żadna płyta nie zwaliła mnie z nóg. Zawsze miałem poczucie swoistego przerostu formy nad treścią, a i same koncepty, choć niewątpliwie na wskroś pomysłowe i nietypowe, nie do końca do mnie przemawiały (abstrakcyjność?). Tym razem byłem jednak szczególnie ciekawy, co "wymodzi" Arjen z kolegami, gdyż zaprosił on do współpracy m.in. Jamesa LaBrie z Dream Theater i Mikaela Akerfeldta z Opeth, których osobiście zaliczam do najlepszych gardeł muzycznego świata.
No i w mojej skromnej opinii "wymodzili" najlepsza płytę w historii Ayreon. "The Human Equation" przedstawia historię znajdującego się w stanie śpiączki bohatera (jego rolę "odśpiewuje" James LaBrie), który odbywa podróż w czasie i przestrzeni do swojej przeszłości. Jak można się domyślać, nie miał on łatwego życia, bo są tu i traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, i problemy zawodowe, oszukany przyjaciel i odrzucona miłość. Czyli historia znacznie bardziej bliska i umożliwiająca znacznie łatwiejsze "wczucie" się w historię niż poprzednie opowieści. To pierwsza rzecz, która zrobiła na mnie duże wrażenie. Druga, to sposób w jaki rzeczoną historię przedstawiono - wszystko jest ilustrowane "głosami" uczuć, które ujawniały się w określonych sytuacjach. Jest więc Miłość, Pasja, Gniew, Rozsądek, Duma, Strach, Agonia. I tak jak uczucia kłębią się w głowie czy sercu każdego z nas, często przecząc jedno drugiemu i doprowadzając na skraj wytrzymałości nerwowej, tak samo uczucia walczą ze sobą na tym albumie. W efekcie powstają doprawdy niezwykłe pojedynki na głosy, których wspaniałe linie melodyczne układają się w fantastyczne harmonie wokalne. Podobnie sprawa przedstawia się w "świecie rzeczywistym" - rozmowy między czuwającą nad łóżkiem chorego żony bohatera (Marcela Bovio) z jego "najlepszym przyjacielem" oraz samych chorym są równie znakomite. Posłuchajcie choćby "starcia" Dumy z Rozsądkiem w "School", rozmów między Żoną oraz Przyjacielem w "Mystery" lub "Sign", rozmowy bohatera z Rozsądkiem w "Isolation" czy wspaniałej konfrontacji w "Realization".
Oczywiste, że przy takiej a nie innej koncepcji płyty wielka odpowiedzialność ciąży na poszczególnych głosach. Najkrócej rzecz ujmując: wszyscy wokaliści i wokalistki spisali się znakomicie! Po Jamesie, Mikaelu czy Heather Findlay nie mogłem po prostu spodziewać się mniej niż na tej płycie zaprezentowali, więc o nich rozpisywać się nie będę. Zamiast tego słów kilka o dwóch innych osobach, które zrobiły na mnie szczególnie duże wrażenie. Przede wszystkim urzekający głos Marceli Bovio, chwilami nieco podobny do Anneke Van Giersbergen, który momentalnie zakręcił mi w głowie. Jej wokalizy w "Sign" czy "Disclosure" są doprawdy rewelacyjne. Druga postać to Devin Townsend - nazwisko znane, ale wokalu jakoś nigdy nie dane mi było słyszeć. Po wysłuchaniu jego partii choćby w "Pain" nasuwa się tylko jedno słowo: znakomity.
"The Human Equation" składa się z dwóch, różniących się od siebie, płyt. Dysk pierwszy jest nieco "jaśniejszy", łatwiejszy w odbiorze, bardziej melodyjny i szybciej "wpadający" do głowy. Druga płyta jest bardziej mroczna, niepokojąca i z pewnością trochę trudniejsza w odbiorze. W porównaniu do poprzednich albumów mniej jest tu elektroniczno-kosmicznych dźwięków, więcej za to jest patentów pseudofolkowych, mniej szaleństwa, więcej stonowania. Wszystko to powoduje, że dochodząc do punktu, w którym należałoby wskazać najjaśniejsze punkty płyty, mam wielkie trudności. Jak tu bowiem z tak znakomitego i równego albumu wybrać tylko kilka nagrań... No ale spróbujmy... Na pewno muszę wymienić "Love" - chwilami urzekające, chwilami ostre z pełnym pasji i uczucia refrenem. Na pewno niezwykle niepokojące i mroczne "Pain", ze ślicznymi partiami skrzypiec i wspaniałą końcówką, gdy z tego mroku "wynurza" się lekka gitara i delikatny wokal Heather. Rewelacyjne "Voices" z folkowym wstępem i piękna ballada "Childchood". Obowiązkowo rasowo metalowe i dynamiczne "Pride", znakomicie rozbujane "Loser" i "Realization" z fantastyczną partią instrumentalną.
Ech, ciężko zakończyć tą wyliczankę, tak jak ciężko zakończyć słuchanie tego albumu. Na szczęście czynić tego nie trzeba, gdyż można spokojnie wcisnąć "play" po raz drugi, piąty, dziesiąty... Warto, bo wielka to płyta! Chyba najlepsza jak na razie w roku 2004. Polecam...
Materiały dotyczące zespołu
- Ayreon
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Black Sabbath "13"
- autor: Dominik Zawadzki