- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Audioslave "Audioslave"
Jakiś czas temu rozpadła się najciekawsza formacja z Seattle grająca heavy psychodelic grunge - Soundgarden. Między grupą i jej wokalistą można było postawić znak równości, ponieważ i tak był on spiritus movens całego przedsięwzięcia. Chis Cornell wydał w 1999 roku piękną solową płytę "Euphoria Morning", ukazującą nowe oblicze lirycznego pieśniarza o nieprawdopodobnych umiejętnościach wokalnych i aranżacyjnych (ten pan, gdy trzeba, sam produkuje, miksuje, aranżuje, komponuje, śpiewa i jeszcze na gitarze gra...). Dla części fanów ten stan rzeczy mógłby trwać latami; wokalista sam tworzy małe, kameralne cudeńka, które sprzedają się w nieadekwatnie niskim nakładzie. Można też połączyć swoje siły z innymi, mając w świetlanej perspektywie porwanie dusz wszystkich sierot po Zacku de la Rocha. Czy warto ryzykować..?
Pierwszy ruch po odpakowaniu płyty to chęć sprawdzenia, w jaki sposób rozłożyły się siły twórcze; kwestia tekstów zdawała się bezsprzecznie należeć do Cornella, który chyba zawsze śpiewał i śpiewa swoje piosenki - i już na początku pracy odrzucił stanowczo możliwość pisania o polityce. Ekspresyjnie zawodzący, nabrzmiały emocjami głos oprowadza nas po krainie osobistych porażek, nieutulonego żalu i egzystencjalnych rozczarowań. Interesujące pytanie o kompozytorstwo pozostało bez odpowiedzi; osobistego wkładu jednostek doszuka się każdy, kto zdecyduje się na przesłuchanie albumu. Kibice Soundgarden, zwłaszcza tego późnego, mogą odczuwać nieco więcej satysfakcji.
Rage Against The Machine, a raczej jego trzech muzyków, odrobinę złagodniało, z rozwagą dostosowując się do powagi sytuacji. Miłą niespodziankę sprawiają swoją elastycznością i otwarciem na cudzą muzykę. Na zmianę odzywa się Morello z typowymi "RATM-owskimi" riffami ("Shadow on the Sun", "Exploder"), tuż obok Cornell przebiegle snuje swoje klimatyczne bajki z leciuchnym akompaniamentem bluesującej gitary ("I'm the Highway", "Getaway Car"). Gitary czasami bardzo energetyczne, zaczepne, złośliwe, jakby wykłócające się o pierwszeństwo, czasami tylko lekko pobrzmiewające gdzieś w tle. Zamykający płytę "The Last Remaining Light" to młodszy brat "Steel Rain", przedostatniego utworu z wydawnictwa "Euphoria Morning". Nie udało się uniknąć małego "fetorku" - solówka w utworze "Bring 'em Back Alive" jest brzydka jak zbity kundel, co jednak można usprawiedliwić poszukiwawczym charakterem płyty (mam nadzieję, że więcej tego nie zrobią). Zabawa zupełnie inna od tej, jaką urządzał Kim Thayil, gitarzysta Soundgarden, swoim "wycieczkowym" traktowaniem instrumentu.
Wydawnictwo jest nieco staromodne, zbudowane samymi "zwykłymi" instrumentami - czego zespół oczywiście nie omieszkał z dumą zaznaczyć. Muzyka momentami zdaje się być sucha jak czerstwy chleb, ale konsekwencja i przekonanie o celowości tego zabiegu z czasem udziela się także słuchaczom. Generowanie dźwięków własnymi paluchami jest dziś rzadką i cenną umiejętnością; Audioslave, dzięki swojej muzycznej autentyczności, ma się do wielu innych zespołów jak chińska porcelana do miski z Ikei. Po takim "niedobrym małżeństwie", kojarzonym zresztą przez producenta, Ricka Rubina, nikt nie spodziewał się chyba masażu uszu za pomocą elektronicznych maszynek do robienia muzyki, aczkolwiek po "Euphoria..." trochę żal wszystkich aranżacyjnych perełek; misternych klarnetów, tamburyn, mandolinek i pianina, ale tak chyba musi wyglądać kompromis pomiędzy dwiema niekoniecznie siostrzanymi siłami.
Audioslave to ścieranie się dwóch zupełnie innych stylów, na styku których iskrzy coś interesującego. Najsprytniej skonstruowane, przebojowe "Cochise" i "Gasoline" to esencja tego, czym zapewne miał być album: piekielnej, wulkanicznej kolaboracji, która popłaca. Płyta "Audioslave" udowadnia, jak inteligentnie można wiązać - lub jeśli ktoś woli: przeplatać - hardą kanciastość brzmienia z sennymi, surrealistycznymi balladami. Z zaciekawieniem czekam na więcej.
Wokal jest dobry chociaż Cornell lepiej brzmiał moim zdaniem na płytach Soundgarden, tak jak gitara lepiej brzmiałą w Rage Against... Normalnie to on na gitarze nie gra, lubi urozmaicać ją jakimiś efektami, w stylu jakby piła mechaniczna, sprawia to że brzmi to orginalnie ;)
Ogólnie bez rewelacji, ale dobre.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Soundgarden "Superunknown"
- autor: Lehu
Tool "Lateralus"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Rafał Grodek
Alice In Chains "Dirt"
- autor: Sajmon