- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Asgaard "Ex Oriente Lux"
Są zespoły, które z biegiem lat zatracają gdzieś swój pierwotny idealizm, swą niepodważalną niegdyś oryginalność, stając się przy tym podrzędną gwiazdką podrzędnych dźwięków. Mało tego - takie zjawiska obecnie są jakby na porządku dziennym, większość grup wszak biegnie po najprostszej linii oporu i w efekcie albo kopiuje samych siebie, albo niemiłosiernie upraszcza niekonwencjonalną niegdyś muzykę. Ale są jeszcze tacy, którzy są jak wino - im starsi tym lepsi. Tacy, których każda kolejna płyta dojrzałością i pomysłowością nokautuje swą poprzedniczkę...
W zasadzie można było spodziewać się, że Asgaard po raz kolejny zaszokuje słuchaczy nietuzinkowym podejściem do muzyki. Wystarczy przypomnieć sobie, jak wielkie postępy uczynił na swym poprzednim dziele, które momentalnie zaćmiło nieco "płaski" (aczkolwiek również udany) debiut. "Ex Oriente Lux" może nie jest już tak wielkim przełomem, jaki miał miejsce między "jedynką" a "dwójką", ale na pewno nie sposób nie zauważyć, że zespół nie zatrzymał sie w martwym punkcie, że nadal dojrzewa i ewoluuje. Bo płyta, choć prezentuje tę samą formułę co "Ad Sidera, Ad Infinitum", nieraz zaskakuje nieznanymi dotąd rozwiązaniami, nieznaną dotąd intensywnością, przestrzenią i głębią. Nie ma tu miejsca na przypadkowe dźwięki, nie ma miejsca na nudę - utwory układają się w jedną niezwykle spójną, harmonijną suitę, w której jak w kalejdoskopie zmieniają się nastroje, emocje, wrażenia, tempa... Podobnie jak na poprzednim albumie, Asgaard połączył tu odłamki doomowo-gotyckie z naleciałościami teatralnego black metalu. Na ciężkie gitary nakładają się mistyczne klawisze i partie wiolonczeli (co ciekawe nie wybijającej się na pierwszy plan, a gdzieś głęboko ukrytej, na pierwszy słuch wręcz nieobecnej), a wyszukane, urzekające melodie doskonale wplatają się w mroczną atmosferę. Na tym kontrastowym podłożu muzycy dają upust swym nieokiełznanym szaleństwom, swym różnorodnym wyobrażeniom, których efektem są częste zmiany tempa, nastroju i uczuć. Dzięki tej intrygującej złożoności, jak też dzięki symfonicznej duszy, która emanuje z tych dźwięków, "Ex Oriente Lux" przypomina teatralny spektakl, podzielony na akty. Na pewno ową dramaturgię podsyca fenomenalny Przemek Olbryt, a ściślej mówiąc jego nietuzinkowy wokal. Podobnie jak na "Ad Sidera Ad Infinitum", mamy do czynienia zarówno z epickimi, majestatycznymi śpiewami, z wysokimi "piskami" a'la King Diamond, jak i z blackową manierą. Nic dziwnego, że Asgaard już na poprzedniej płycie zrezygnował z żeńskich głosów - Przemek, dysponując takim talentem, nie potrzebuje żadnych pomocników.
"Ex Orient Lux" poprzez swą teatralność i śmiałe łączenie różnorodnych stylistyk niejednokrotnie już przyrównywano do debiutu Arcturusa - "Aspera Himes Symfonia". Jeśli nawet jest w tym trochę prawdy, nie jest to jednak trafny odpowiednik, tym bardziej, że Asgaard wypracował już sobie swój własny styl. Niemniej ta płyta trafić może do tych, którzy do nieprzytomności rozkochali się w "Asperze" - właśnie poprzez wspomniany dramatyzm i różnorodność dźwięków. Poprzez niepodważalną oryginalność i intensywna głębię.
Materiały dotyczące zespołu
- Asgaard