- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Armagedon "Death Then Nothing"
W garażu u rodziców ciągle gdzieś jeszcze leży zakurzona kaseta "Invisible Circle", a do moich rąk dociera płyta o tytule niemalże "idealnym" na nadchodzące gorące lato - "Death Then Nothing". Aż szesnaście lat trzeba było nam czekać na drugie pełnowymiarowe wydawnictwo rodzimego Armagedon. Czy warto było?
Oj było... I ukazuje to już pierwszy, tytułowy utwór - stąd odpowiedź na postawione pytanie pada wyjątkowo szybko. A im dalej, tym wcale nie gorzej. Armagedon prezentuje stary, dobry, oldschoolowy death metal. Owszem, są tu nowinki - klawisze ("Dead Code"), partie pianina (intro "Then Death Nothing", outro "F... End") czy nawet chórki ("Seeing Is Believing"), ale elementy te są naprawdę bardzo, bardzo dalekim tłem dla tego, co dzieje się na pierwszym planie. Poza nowoczesną, zresztą bardzo dobrą, produkcją nie ma tu więcej nowomodnych naleciałości - "Death Then Nothing" to konkretne, deathmetalowe łupanie. Nie ma popisów technicznych, progresywnych, matematycznych łamańców ani konkursów ultra szybkości - tu nie o to chodzi, tu nikt się z nikim nie ściga, tu nikt przed nikim nie musi się popisywać. Większość płyty to średnio szybkie tempa, rewelacyjne, brutalne riffy i nieustanne parcie do przodu, bez jakiegokolwiek oglądania się na innych. Nieco wolniej jest jedynie w "F... End", gdzie szybkość zastąpił genialny, niemalże morbidowski ultra ciężar.
Lata lecą, jednak, jak widać (a raczej słychać), pewnych rzeczy się nie zapomina. Trzy czwarte pierwotnego składu Armagedon (Slavo, Sooloo, Krizz) nadal doskonale pamięta, jak się gra dobrą muzykę. O tym, że Adam Sierżęga (Lost Soul) potrafi grać na perkusji, też niejeden raz można się było już przekonać. Już po nagraniu albumu do składu dokoptowano jeszcze gitarzystę Rafała Karwowskiego. Są więc umiejętności, do których po przesłuchaniu "Death Then Nothing" muzycy nie muszą nikogo przekonywać, jest też potencjał. Teraz pozostaje tylko czekać na koncerty i życzyć zespołowi tego, czego nie zdążył dokonać szesnaście lat temu, czyli realnego zaistnienia na zachodnich rynkach. Bez dwóch zdań - "Death Then Nothing" to pozycja obowiązkowa każdego prawdziwego fana death metalu.
PS. O oldschoolowym podejściu do tematu świadczyć mogą również umieszczone we wkładce wydanej płyty... naklejka i naszywka.
Armagedon wrócił i gra death metal jaki lubię.
Pozdro
Po co te górnolotne teksty i strata czasu ;)
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
SBB "Iron Curtain"
- autor: Meloman
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Virgin Snatch "Act of Grace"
- autor: Krzysiek "kksk"
- autor: kriz