- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Arena "The Seventh Degree Of Separation"
Po sześciu latach oczekiwania, ale jest - nowa płyta formacji Arena. Tytuł dosyć oryginalny: "The Seventh Degree Of Separation" ("Siódmy Stopień Oddalenia") - nawiązuje do teorii mówiącej, że każde dwie osoby są od siebie oddalone średnio o sześć stopni separacji. A siódmy stopień, który jest łącznikiem z zaświatami, wymyślił Clive Nolan. Zawartość tekstowa wydawnictwa jest opowieścią o ostatniej podróży człowieka. Opisuje jego ostatnią godzinę życia i pierwszą godzinę śmierci.
W składzie ekipy od wydania "Pepper's Ghost" (2005) nastąpiły znaczące zmiany. Wokalistę Roba Sowdena zastąpił Paul Manzi, współpracujący z Nolanem w innych projektach. Natomiast powrócił do paczki John Jowitt (był w grupie w latach 1996-1999) na miejsce dotychczasowego basisty Iana Salmona.
Początek krążka to "Great Escape", który rozpoczyna Manzi, wykonując a cappella pierwszą zwrotkę:
"I nadal tu jestem? Czy ukryłem się przed twoim spojrzeniem?
Czy nagle zgasłem: czy poszedłem do wnętrza światła?
Lecz może jest taki czas: kolejna moja sztuczka w zanadrzu
Nadal jest tak wiele do powiedzenia, czy ktokolwiek mnie słyszy?"
Ryzykowne i odważne posunięcie. Ale widać, że artyści są pewni swojego rzemiosła, bo otwarcie wypada bardzo dobrze, jak i cały utwór, pełen energii i chwytliwych gitarowych zagrywek, wśród nich krótkie, cięte riffy. Od następnego numeru wszystkie nagrania, aż do "Bed Of Nails", są ze sobą powiązane w ten sposób, że ostatni akord wybrzmiewającej kompozycji jednocześnie jest początkiem kolejnej. Później również nie ma przerw, ale nie występuje już taka wyraźna spójność. W stawce przeważają kawałki trwające około czterech minut lub krócej. Charakteryzują się hardrockowym stylem ze skąpymi solówkami gitary lub klawiszy. Warto wspomnieć o lżejszych i przebojowych "Rapture" i "One Last Au Renoir". Szczególną uwagę zwraca mroczny "The Ghost Walks", krótki, ale złożony z dwóch elementów. Pierwszy z mówionym tekstem wśród odgłosów bicia kościelnego dzwonu. Drugi z przykuwającym uwagę, syntezatorowym motywem. Niezwykle melodyjny jest "Close Your Eyes", gdzie powracają dźwięki dzwonu. Nagranie kończy się wymownie, trzykrotnym uderzeniem perkusji. Pierwszą solówkę Mitchella, choć krótką, słyszymy na albumie dopiero w "Bed Of Nails", czyli w numerze ósmym.
Kolejny utwór, "What If?", ma balladową formę. Natomiast "Trebuchet" i "Burning Down" przypominają Arenę z poprzedniego longplaya. Dwie ostatnie propozycje są według mnie najbardziej interesujące. Wśród nich trwający ponad siedem minut "Catching The Bullet" z bardzo wyraźnym podziałem na dwie części. Najpierw dłuższa z wokalem - majestatyczna i spokojna. I druga instrumentalna - energetyczna z kapitalną, prawie dwuminutową solówką gitary w końcówce. Na koniec "The Tinder Box", najlepszy fragment, jaki przygotowali nam muzycy. Co prawda niezbyt długi, ale porywający w finale, z narastającym gitarowym przyśpieszeniem Mitchella i łojeniem perkusji Pointera oraz takim oto tekstem:
"Jesteśmy dziećmi - możemy nigdy nie zrozumieć
Jesteśmy tancerzami, aktorami, muzykami
Jesteśmy dziećmi - możemy nigdy nie zrozumieć
Jesteśmy częścią tej areny: częścią tego zespołu
Jesteśmy iskrą w krzesiwie
Jesteśmy iskrą w krzesiwie"
I jeszcze wypowiedziane przez wokalistę po krótkiej pauzie jedno słowo, którego nie ma w załączniku z tekstami: "The End".
Historia napisana przez Nolana jest opowiadaniem o pograniczu życia i śmierci człowieka. Po analizie tekstów z książeczki jawi się pytanie, w którym miejscu płyty bohater jest już po tamtej stronie? Jak na razie jednoznacznie odpowiedzi nie odnalazłem. Czy odnajdę? Nie wiem. A może o to właśnie chodziło autorowi? Granica ta być może przekroczona została po piosence "Close Your Eyes" lub w najmniej ciekawym muzycznie, za to ważnym tekstowo kawałku "Echoes Of The Fall" - "...and now it's far too late to confess..." ("...teraz jest już za późno na spowiedź..."). Album ma też inne tajemnice - niecodzienną, symboliczną grafikę okładki i materiału do oglądania oraz czytania. Są także tajemne cyfry i znaki, w których zakodowany jest tytuł wydawnictwa.
Jeśli ktoś spodziewał się na tym krążku długich kompozycji z nieziemskimi solówkami Mitchella i Nolana, z pewnością się zawiedzie (zaraz, zaraz - to wcale nie jest takie pewne, skoro ja się nie zawiodłem). Ale jeżeli oczekiwał dobrej muzyki na wysokim poziomie, nie powinien narzekać. Nowy wokalista udanie wpisał się w kapelę. Co prawda wyraźnie słychać inne brzmienie zespołu, mniej progresywne, bardziej hardrockowe, lecz to jest wciąż ekstraklasa progrocka. Świat się zmienia, Arena też odmieniła swoje oblicze.
Pozdrawiam !
Materiały dotyczące zespołu
- Arena