- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Arcturus "Disgiused Masters"
Któż nie pamięta diabelsko doskonałej "La Masquerade Infernale"... Nie ma wątpliwości, że dzięki tej płycie Arcturus stał się jednym z najbardziej mistycznych i jednocześnie oryginalnych tworów, egzystujących w mrocznych otchłaniach piekieł. W dwa lata po tym genialnym dziele Norwedzy postanowili raz jeszcze przypomnieć utwory na nim zawarte, tyle tylko, że w zupełnie innych wersjach.
"Disguised Masters" to zbiór zaskakujących remiksów "La Masquerade Infernale" (plus "Du Nordavind" z "Aspera Hiems Symfonia"). Nie jest to na pewno album łatwy w odbiorze, przeciwnie, może zaszokować, a momentami wyprowadzić z równowagi nawet najzagorzalszych wielbicieli Arcturusa. Granice...? To słowo wydaje się być obce Norwegom. Zawsze przecież słynęli z niekonwencjonalnego i przeraźliwie oryginalnego podejścia do muzyki. Forma...? Szablony i schematy podobno są po to, by się przeciw nim buntować. Styl...? Jedyny w swoim rodzaju, zarezerwowany tylko dla nich, noszący piekielnie piękne imię - Arcturus... Pod tym pojęciem kryje się kwintesencja ich geniuszu - nieprzewidywalność, nietuzinkowość, indywidualizm, otwartość... Arcturus kolejny raz zignorował wszelkiego rodzaju trendy, kolejny raz zaszokował przypadkowych odbiorców i swych wiernych fanów. "Disguised Masters" z metalem (o blacku już nawet nie wspominając) nie ma właściwie nic wspólnego. Zremiksowane utwory bardziej podchodzą pod ambient. Aż roi się tu od sampli i "mechanicznych", przesterowanych patentów. I to właśnie tego typu efekty są tutaj czynnikiem dominującym. Często na pierwszy słuch ciężko skojarzyć miks z pierwowzorem. Dopiero jakiś znajomy motyw głęboko w tle uświadamia, z czym mamy do czynienia. Cóż, to raczej w pełni przemyślany zabieg i zamierzony efekt. Podobnie jak rapowe(!) wstawki w "Master of Disguise" (wokal Garma), czy techno-dance'owa "Ad Astra" (właściwie to nawet dobry przebój na dyskotekę). Mimo tych przeraźliwych akcentów, muzyka Arcturusa to nadal ciężkostrawna przekąska i mroczna, diabelska otchłań. O przyszłość chyba nie trzeba się zbyt mocno obawiać, bowiem poza remiksami umieszczono tu jeden zupełnie premierowy utwór - "Deception Genesis". Coś w stylu "Maskarady", może tylko jeszcze bardziej obłędne...
Trudno ocenić tę płytę. Jedno jest pewne - nie jest to muzyka dla każdego i na każdy dzień. Wymaga na pewno szeroko otwartego umysłu. Niecierpliwi i "szablonowi" mogą sobie darować.
Materiały dotyczące zespołu
- Arcturus