- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Arch Enemy "Stigmata"
"Stigmata" to druga płyta Arch Enemy, ale pierwsza, którą udało mi się kupić. Katowałem ją kilkaset razy i pewnie dlatego darzę ją tak wielkim entuzjazmem. Wszystko na tej płycie jest godne polecenia, ze szczególnym naciskiem na pracę wiosłowych.
W nagrywaniu płyty brało udział dwóch nowych członków AE - basista i pekusita (Erlandsson pogrywa tylko w pierwszym utworze). Ogólnie rzecz ujmując, grupa podąża kierunkiem obranym na "Black Earth". Płyta jest na moje wyczucie szybsza niż poprzedniczka, głównie za sprawą perkusji. Liiva bardziej krzyczy niż śpiewa, ale słucha się tego bardzo dobrze. Doznania potęgują częste zmiany tempa i po raz kolejny nienaganna produkcja - prawie wszystko brzmi tak, jak powinno (z wyjątkiem pierwszego utworu z dziwnym przesterem, który wyjątkowo wyraźnie słychać podczas odtwarzania na słuchawkach)
Najdłuższa płyta zespołu - trwa prawie 46 i pół minuty. Każda chwila spędzona przy przesłuchiwaniu płyty tchnie pewnego rodzaju magią. To album, który nie nudzi się nigdy.
Absolutny mus dla wszystkich fanów szwedzkiego grania - zwłaszcza w czasach, gdy na rynku nie ma już At The Gates i na horyzoncie nie widać nic ciekawego.