zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

recenzja: Arch Enemy "Rise of the Tyrant"

14.10.2007  autor: Cemetary Slut
okładka płyty
Nazwa zespołu: Arch Enemy
Tytuł płyty: "Rise of the Tyrant"
Utwory: Blood on Your Hands; The Last Enemy; I Will Live Again; In This Shallow Grave; Revolution Begins; Rise of the Tyrant; The Day You Died; Intermezzo Liberte; Night Falls Fast; The Great Darkness; Vultures
Wykonawcy: Angela Gossow - wokal; Michael Amott - gitara; Sharlee D'Angelo - gitara basowa; Christopher Amott - gitara; Daniel Erlandsson - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 24.09.2007
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 5

Arch Enemy to obecnie jedna z największych nazw, nie tylko na szwedzkiej, ale także na całej europejskiej scenie metalowej. Jest to zespół, który w przeciągu 11 lat swego istnienia, osiągnął naprawdę duży sukces komercyjny, liczony w kilkudziesięciu tysiącach sprzedanych kopii każdego albumu. Po wydaniu bardzo udanego i dobrze przyjętego "Doomsday Machine", grupa zagrała setki koncertów na całym świecie, w tym na największym metalowym cyrku - na Ozzfeście. W trakcie niekończących się tras, członkowie Arch Enemy napisali materiał na swój najnowszy, siódmy już album

Michael Amott i spółka zapowiadali zdecydowany powrót do korzeni, do grania dużo mocniej osadzonego w thrash-deathmetalowych realiach, znanych z takich płyt jak świetna "Stigmata" czy "Burning Bridges". Ba!, na nowej płycie miały znaleźć się nawet elementy nawiązujące do pierwszego zespołu lidera Arch Enemy, czyli do pionierskiego Carcass! Czy to się powiodło? Niezupełnie. Na nowym albumie niby jest wszystko, co stanowiło do tej pory element charakterystyczny tego bandu, czyli szybkie, thrash/deathowe riffowanie, szwedzka melodyka, szpanerskie solówki i kobieta z najmocniejszym gardłem w muzyce metalowej. Jednak wszystkie te składniki, świadczące niegdyś o świetności tego zespołu, wydają się obecnie być już lekko nadgniłe. Najbardziej brakuje słynnej przebojowości Szwedów; niegdyś ich kawałki nie dość, że były bardzo nośne i melodyjne, to jeszcze posiadały swoisty metalowy pazur, który zmuszał głowę słuchacza do nieustannego machania przez prawie całą długość płyty. Teraz tego nie ma. Riffy niby są ostre i szybkie, ale czegoś w nich brak. Są jednostajne, a do tego bardzo do siebie podobne. Bracia Amott często niepotrzebnie mocno umelodyjniają swoje kawałki, szczególnie w refrenach, co odbiera im 90% agresji, jak na przykład w singlowym "I Will Live Again" czy "The Day You Died". Chyba najgorszym zarzutem dla każdego ambitnego muzyka (a takimi z pewnością są muzycy omawianego bandu) jest posądzenie o wtórność. Tak właśnie jest w przypadku nowego wydawnictwa Arch Enemy. "In This Shallow Grave" jest oparty dokładnie na tych samych patentach, co "I Am Legend/Out For Blood" z ostatniego albumu, "Revolution Begins" to taki "We Will Rise pt. II", a otwierający album "Blood on Our Hands" ma praktycznie taką samą budowę, co kapitalny "Enemy Within". Osobną sprawą jest fakt, że jakieś 30% solówek na tej płycie jest praktycznie kalką gitarowych sol z poprzednich płyt. Wadą "Rise of the Tyrant" jest też monotonia - riffy prawie w każdej piosence są do siebie podobne, a do tego bardzo schematyczne. Wiadomo, że zaraz po agresywnym początku, nastąpi baaardzo melodyjny refren, a zaraz potem popisy solowe Amottów. Przed premierą płyty wspominano, że będzie ona mocno osadzona w muzyce, która ozdabia pierwsze albumy Szwedów. Trudno się z tym stwierdzeniem zgodzić. Utwory są zdecydowanie lżejsze i daleko mniej drapieżne. Nie ma porównania choćby do takiego, doskonałego przecież "Beast of Man". Jasne, Arch Enemy zawsze grało bardzo melodyjnie, ale na tym albumie jednak przesadzili. Poza tym wokalistka zespołu, Angela Gossow, zaśpiewała (a właściwie to zaryczała) po raz pierwszy bez używania jakichkolwiek wokalnych nakładek. Zabrzmiała, co prawda, znacznie naturalniej niż poprzednio, jednakże przez to jej wokal wydaje się brzmieć dużo słabiej. Do sekcji nie można mieć żadnych zastrzeżeń, wszystko dudni tak, jak powinno.

Zatem czy "The Rise of the Tyrant" posiada jakiekolwiek zalety? Z pewnością należy do nich dobry dźwięk, ale trudno by było inaczej, skoro album został wyprodukowany w samym Fredman. Kilka utworów trzyma stary, dobry poziom, jak tytułowy (rozpoczynający się fragmentem z filmu "Kaligula") czy "The Last Enemy", które momentami "sieką" aż miło. No i nic nie można zarzucić solówkom (poza tym, że część jest kalką z poprzednich albumów), trzymają oczywiście wysoki poziom. Szwedzi w kawałku "The Great Darkness" wykorzystali w refrenie chór, który miał zapewne dodać piosence patosu. Może i dodał, jednakże nie uchronił utworu przed nudą, która im bliżej zakończenia, tym bardziej ogarnia słuchacza. Na zwieńczenie płyty zaserwowano nam, trwającą ponad 6 i pół minuty piosenkę "Vultures", która z pewnością miała nawiązywać do dwóch pierwszych albumów Arch Enemy. Mimo mniejszego rozbudowania niż kawałki z "Black Earth" czy "Stigmata", nie można na nią narzekać. Jest co najmniej dobra.

Niestety, jako miłośnik tego zespołu, zmuszony jestem napisać, że "Rise of the Tyrant", to najgorsze dotychczas wydawnictwo "Arcywroga". Schematyczne kompozycje, wykorzystywanie patentów z poprzednich płyt, mniejsza agresja, brak typowych dla tego bandu hiciorów powoduje, że słuchacz jest po prostu zmęczony materiałem, który trwa niespełna 40 minut! Oczywiście nie jest tragicznie, większość kapel grających ten rodzaj muzyki nigdy nie wzniesie się na ten poziom co Szwedzi, jednakże daleko temu albumowi do poziomu wyznaczonego przez świetny "Anthems of Rebellion". Wydawało się, że powrót młodszego z braci Amott do zespołu po dwuletniej rozłące, spowoduje powstanie jedynie coraz lepszych utworów, tak się jednak nie stało. Należy jednak dodać, że mimo wszystko, muzyka zamieszczona na tej płycie wciąż się broni, myślę, że wielu osobom (szczególnie nowicjuszom w temacie Arch Enemy) może się to wydawnictwo spodobać, co nie zmienia faktu, że dla mnie samego, jest to największe muzyczne rozczarowanie roku.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (125 głosów):

 
 
69%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667

Machinemade God "Masked"
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski

Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas

Mayhem "Chimera"
- autor: m00n

Dismember "The God That Never Was"
- autor: Mrozikos667

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?