- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Arcana "Cantar De Procella"
"...Niewidoczne płyniecie przez niebiosów mary
Choć nieświadome dokąd ani skąd idziecie
Tajemne Moce ! Słyszę jak szepczecie...
Lubię słuchać jak płynie wasz głos o północy
W burzy toczącej się nad oceanem (...)
...A potem w przerwie się wznosi inny dźwięk; to drżący
śpiew duchów, co nad Waszym dziełem płaczą w chórach..."
Z Arcaną po raz pierwszy zetknęłam się przy okazji "Dark Age of Reason". Była to jedna z tych płyt, które odkryły przede mną piękno i urok muzyki dark wave. Muzyki, która przecież nie była dla mnie niczym szczególnym, niczym ważnym. A jednak wszystko się zmieniło z chwilą poznania Arcany i paru innych kapel z kręgu "ciemnej fali". Bo przecież gitary wcale nie są wyznacznikiem wartościowego grania...
"Cantar De Procella" to drugie dzieło szwedzkiego duetu. Dzieło, które jeszcze mocniej niż debiut zaczarowało moją uśpioną duszę. Arcana wspaniale rozwinęła koncepcję udanej poprzedniczki. Ta muzyka zniewala, upaja, przenosi na nieograniczone przestrzenie tajemniczych Bóstw, staje się studnią bez dna, w której dostrzec można te najbardziej intymne marzenia. Piękno narodzone z wielkiego Mroku. Mnóstwo uczuć wirujących dookoła wyśnionego świata. Emocje przemierzające szlaki celtyckich ścieżek. Atmosfera wnikająca w każdy zakamarek zahipnotyzowanego ciała. Atmosfera potrafiąca opleść aż do bólu. Aby w jej ramionach móc odnaleźć ukojenie. Aby w objęciach nocy narodzić się raz jeszcze jako swobodna dusza składana w ofierze umierającemu słońcu. I ten urzekający smutek płynący po dźwiękach niczym fale usychającego oceanu... "Cantar De Procella" pomaga zrozumieć, że nie tylko Ty cierpisz, że cały świat pogrążony jest w żałobie lecz doskonale to ukrywa pod pozornym szczęściem i wymuszoną radością. Tu przede wszystkim liczy się odepchnięte Piękno i Głębia. Wystarczy zatonąć w obłokach "Gathering of the Storm" czy "The Dream Made of Sand", by już na zawsze otworzyć serce dla bólu. Albo TEN wstrząsająco desperacki i piękny głos Idy w "The Song of Solitude (The Cry of Isolde)". Brzmi to jak tren, jak faktyczny płacz Izoldy, której przecież tylko pozornie odebrano miłość. "...Uśmiercił ją, by dosięgła bram niebios..." Mimo wszechobecnej aury niepokoju, niejasnego średniowiecznego mroku, Ida i Peter rzucili na muzykę Arcany jakiś cień nadziei i spełnienia. Trudno bowiem nie ulec romantycznym uniesieniom, głębokiej wrażliwości i majestatycznemu pięknu tej płyty. Trudno nie oddać się zapomnieniu i ukrytym od tak dawna pragnieniom. "Cantar De Procella" pozwala śnić o własnym świecie, wybudowanym z intymnych marzeń i emocji. O świecie, który zawsze stoi na skraju Mroku i oddycha jakimś starym, pogrzebanym uczuciem. Smutek, agonalne Piękno, tęsknota, symfonia dźwięków, gdzie nie ma miejsca na agresję, a jest tyklo absolutne oczarowanie...
Dzięki takim płytom jak "Cantar De Procella" mogłam dotrzeć do niepoznanych dotąd zakamarków własnej psychiki. I nie ma tu najmniejszego znaczenia, że Arcanie o wiele bliżej do Dead Can Dance niż do metalu. Prawdziwej Sztuki nie ocenia się w kategoriach wyłącznie rockowych, gitarowych. Zresztą dark wave coraz bardziej staje się szanowany przez metalowych maniaków. I w sumie nie ma w tym nic dziwnego. Dark wave'owe instrumentarium jest jakby nieco inne od metalowych fundamentów, ale uczucia, mrok i ekspresja są dla tych dwóch gatunków tak bliźniaczo pokrewne.
Materiały dotyczące zespołu
- Arcana