- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Apocalyptica "Reflections"
Gdy w roku 1996 Apocalyptica wydała swój pierwszy album, większość słuchaczy podeszła do tego zespołu jako do swego rodzaju ciekawostki. Oto zostało nam zaserwowane osiem numerów nagranych wcześniej przez legendarną Metallikę, przeniesionych w świat instrumentów klasycznych. Słuchało się tego niezwykle przyjemnie, jednak jakby nie patrzeć, były to tylko covery.
Kolejne dwie płyty - "Inquisition Symphony" i "Cult" - pokazały jednak, że Apocalyptica to nie jest kapela, dla której szczytem marzeń jest przerabianie cudzych utworów. Wprawdzie na albumach tych znaleźć można i covery, jak choćby "Nothing Else Matters", "Until It Sleeps" czy "Inquisition Symphony", ale mamy tu także własne kompozycje Finów - przykładowo świetne "Path" czy "Hyperventilation". Dawało to duże nadzieje na przyszłość.
I nadzieje te, moim zdaniem, właśnie się spełniają. Album "Reflections" to dzieło zdecydowanie najlepsze i najdojrzalsze w dotychczasowym dorobku zespołu. I fakt, iż nie ma tu ani jednego coveru nie jest jedynym tego wyznacznikiem :). Nagrania są przede wszystkim bardzo dopracowane: mnóstwo jest tu zaskakujących zagrywek i nie ma pustych machnięć... hm... smyczkiem :). Idealnie wykorzystano tu także bardzo specyficzne brzmienie wiolonczel: jednocześnie mroczne i subtelne, chmurne i melancholijne. Powoduje to, że płyta w całości ma bardzo charakterystyczny klimat i to niezależnie, czy z płyty "leci" właśnie ballada czy naprawdę ostry i szybki kawałek.
No właśnie... ballady i ostre numery - odpowiednio duże zróżnicowanie wśród 13 nagranych utworów to kolejny plus. Z jednej strony mamy przelatujące przez głośniki metalowe pioruny, kawałki wspaniale dynamiczne i zadziorne. Dźwięki, które chwilami ta trójka wydobywa ze swoich instrumentów są niesamowite. Słuchając "Somewhere Around Nothing", "Cortege" (chwilami to jest niemal trash metal!) czy "Heat", aż się człowiek zastanawia i z niedowierzaniem kiwa głową, jak oni wyczarowują ze swoich wiolonczel tak niesamowicie mięsiste i rasowe riffy.
Równie potężny wkład w takie, a nie inne brzmienie dużej części utworów ma niejaki Dave Lombardo (taka kapela jak Slayer mówi coś komuś??... :)). Hm...ciekawe, czy jeszcze parę lat temu pomyślałby on, że będzie nagrywał płytę z trójką wiolonczelistów. No, zresztą może miał bujną wyobraźnię, hehe... W każdym razie gra on tu znakomicie i co ważniejsze, okazuje się, że takie "zestawienie" może dać w efekcie znakomite wyniki. Najlepsze bodaj przykłady to znakomite, naszpikowane mnóstwem przejść perkusji "Somewhere Around Nothing", niezwykle rytmiczne "Prologue (Apprehension)" oraz ciężkie i zagęszczone "No Education". Świetne są - wspomniane już - wspaniale zbudowane na kontrastach ciężar - delikatność "Heat" oraz ogniste "Cortege". Ale jest na tej płycie także spora dawka nostalgii i subtelności, w niesamowity sposób podkreślana i uwypuklana "rzewnym" brzmieniem wiolonczel. Brzmieniem niemożliwym do uzyskania za pomocą żadnych innych instrumentów. Powoli snujące się, bardzo spokojne melodie powoli przenikają w głąb umysłu i duszy. Wystarczy posłuchać przepięknego i wzruszającego "Faraway".
"Reflections" to znakomita płyta, która wielu ludzi może skłonić do zmiany myślenia o tym zespole (żeby nie szukać daleko - jedna z nich to ja sam:)). Oby tak dalej!