- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Apocalyptica "Reflections"
Gdyby zrobić sondaż na instrument najbardziej potrzebny do grania muzyki metalowej na pewno wygrałaby gitara elektryczna. Nie jest ona jednak niezbędna, co udowadnia Apocalyptica, od kiedy zagrała tylko na wiolonczelach utwory Metalliki. Wydawało się, że poruszać smyczkiem nie można równie szybko, co szarpać struny palcami czy kostką, a jednak. Fiński kwartet ma na koncie wiele agresywnych kawałków i wbrew pozorom wypadły one bardzo dobrze. Takie specyficzne granie ciężkiej muzy zostało bardzo dobrze przyjęte przez jej fanów. Na "Cult" muzycy udowodnili, że wychodzi im nie tylko granie cudzych kawałków, ale że mają też nielichy talent kompozycyjny. Nietrudno było więc przewidzieć, że także na nowej płycie usłyszymy ich własne dzieła. Co więcej, "Reflections" jest pierwszą płytą Apocalyptiki nie zawierającą żadnego covera.
Po raz pierwszy zastosowano tu prawdziwą perkusję. Na "Cult" występowały już dźwięki bębnopodobne, ale to tylko namiastka tego, co słychać teraz. Za garami zasiadł sam Dave Lombardo. Przedstawienie tego pana uważam za zbyteczne. Potwierdza on tylko swoje ogromne umiejętności. Wydaje mi się jednak, że perkusja powinna być bardziej wysunięta na przód. Lombardo słychać w większości utworów prócz tych najspokojniejszych: "Drive" i "Pandemonium". Poza tym występuje też pianino w "Conclusion" i trąbka w "Somewhere Around Nothing" (kawałek brzmi jak soundtrack z jakiegoś westernu). Wokalu tradycyjnie brak, co mnie bardzo cieszy. Lubię utwory instrumentalne, bo ludzki głos bardzo skutecznie odwraca uwagę od gry instrumentów. Wiolonczele mają oczywiści różne modulowane dźwięki, często daleko odbiegające od swojego klasycznego brzmienia. Jak dla mnie momentami grają one zbyt słodko ("Prologue" czy "Heat"). Zbyt mało jest tu mrocznego klimatu, który wyraźnie dało się odczuć w kilku kawałkach na poprzednim albumie. Zazwyczaj jest smutno, nostalgicznie i średnio ciekawie. Nie ma tu tak dobrego, promującego płytę utworu jakim był "Path". Słychać tu dużo podobnych do siebie linii melodycznych. Brak równie porywających wiolonczelowych solówek jak wcześniej. Wydaje mi się, że zespół przeżywał delikatną twórczą impotencję. A może po prostu to, co słyszeliśmy na "Cult" to odzwierciedlenie pewnej chwilowej nadpotencji?
"Reflections" to album dobry, rzetelny, ale nic ponad to. Ja czekam tymczasem aż jakaś orkiestra symfoniczna wpadnie na taki sam pomysł, co Apocalyptica i zacznie grać metal. Bo cztery wiolonczele to zbyt mało by tworzyć muzykę różnorodną. Myślę, że kiedyś na pewno taki zespół powstanie, a pojęcie metal symfoniczny zupełnie się zdewaluuje.