- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Apocalyptica "Apocalyptica plays Metallica by four cellos"
Czterech ponurych Finów zagrało na czterech wiolonczelach. Z pasją i werwą jakiej próżno szukać u wielu rockowych muzykantów. Zacne wiolonczele to były - wyszły spod ręki najznakomitszych mistrzów. Black Rose - stworzona w 1738 roku, Sugar Kane zaskowyczała pierwszy raz w 1882 roku. Il Duco i Sleeping Death już znacznie nowsze. Nikt nie przewidział, że w 1996 roku zabrzmią tak posępną nutą. Czterech Finów bowiem przeniosło na klasyczne instrumenty klasyczny thrash. Metallica zabrzmiała wznioślej. I chropawiej. Drapieżniej. Bez huku rozrywanych strun, bez wizgu katowanych gitar, bez grzmotu centralki, bez syku okładanej break-machiny i bez warkotu werbla. Bez prądu po prostu. I bez całej tej dwudziestowiecznej otoczki rockowego kultu.
Czterech Finów zagrało z dokładnością co do jednej nuty osiem utworów. Klarownie, przejrzyście, z polotem i fascynująco. Nie jest to muzyka do słuchania w tle. To groźna muzyka, nie pozostawi słuchającego obojętnym. Musi zająć naczelne miejsce w umyśle. Nie da się zepchnąć na drugi plan.Inaczej spowoduje niepowodzenie. Takie jak ten list.