- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Antigama "Resonance"
Wiele osób uważa Relapse Records za wytwórnię absolutnie kultową. Amerykanie wypracowali sobie renomę jednej z najważniejszych na świecie firm zajmujących się gitarowym undergroundem. I nagle w jej katalogu, obok takich nazw jak The Dillinger Escape Plan czy Cephalic Carnage, pojawia się nasza rodzima Antigama. Dotychczas niedoceniana w Polsce, teraz ma szansę zaistnieć w świadomości rzeszy słuchaczy niemal na całym świecie. Zwłaszcza, że debiutuje w szeregach Relapse z tak znakomitym materiałem.
Co wam nasuwa na myśl nazwa Antigama? Eksperymentalny grindcore? Ci, którzy słyszeli o istnieniu tego zespołu, chyba w większości tak kojarzą ich muzykę. Śledząc opinie, jakie krążą na temat "Resonance", można wnioskować, że grupa w dużym stopniu ów eksperymentalizm porzuciła, że nowy album - w porównaniu do dotychczasowych wydawnictw kapeli - to dość tradycyjny zastrzyk ekstremalnych dźwięków. Zauważyłem też, że wspomniane skojarzenie wpłynęło na rozwój rozumowania "im mniej eksperymentalne, tym gorsze". Miało to chyba sugerować, że nowa płyta jest słabsza od poprzedniego "Zeroland". Nie mogę się z tym zgodzić! Takiej dawki energii nie doświadczyłem od czasu wielbionego przeze mnie "Discomfort". Ponadto Warszawiacy wcale nie zrezygnowali z zabawy formułą ekstremalnej muzyki. Wydaje się, że muzycy doświadczeni kolejnymi nagraniami postanowili wykorzystać konkretne środki wyrazu, by w efekcie końcowym zmiażdżyć słuchacza. Immanuel Kant stwierdził, że eksperyment jest swego rodzaju pytaniem, jakie teoria zadaje naturze. Tym razem pytanie "czy wykorzystując dany zabieg, wyrazimy określone emocje" nie zostało postawione. W przypadku "Resonance" panowie uderzyli w nas w sposób bezpośredni. Tu chodziło o konkretne odczucia. To bardzo emocjonalny album. W tych dźwiękach jest tyle szaleństwa, że potrafią doszczętnie zburzyć spokój odbiorcy. Płyta składa się z 17 kompozycji, przez co nie pozostawia wrażenia niedosytu, jak to miało miejsce przy okazji "Zeroland" (która miała 9 utworów). Brakuje tu tylko zróżnicowanych wokali Lucasa, choć Myszkowski wciąż się bawi ("Psychonaut", "Types of Waste") i wychodzi mu to wyśmienicie. Szkoda tylko, że tak skromnie. Pomysłami za to ciągle popisuje się Sebastian Rokicki - jego riffy są kapitalne. Bardzo wysunięta jest perkusja, na której Sivy gra niezwykle dosadnie. Cały czas potęguje ona moc Antigamy, niekiedy też ciekawie urozmaica aranżacje świetnymi zagrywkami ("No"). Same aranże to według mnie główny atut tego zespołu. Z tego wszystkiego czasem wychodzą kawałki dość chwytliwe, jak chociaż "Psychonaut" czy napalmdeathowski "Order". Innym razem dostajemy totalny upust agresji (jeden z moich ulubionych utworów - "Pending"). Są też małe smaczki w postaci "Barbapapex" oraz "Szymrok".
"Resonance" to przede wszystkim pigułka emocji. Połknięta za jednym razem potrafi niemiłosiernie kopnąć. Album nie wstrząsnął mną tak, jak "Discomfort" z 2004 roku, ale stawiam go zaraz po tamtej płycie. Naprawdę rewelacyjny krążek. Miejmy nadzieję, że otworzy przed zespołem zupełnie nowe perspektywy.
Materiały dotyczące zespołu
- Antigama
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk