- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Antigama "Meteor"
Ta recenzja jest dokładnie taka, jak zawartość nowej płyty Antigama. Krótka, zwięzła i treściwa, jak na moje możliwości. Nie będę pisał w niej o przetasowaniach personalnych, zakrętach kariery ocalonych (obecnie zdaje się jednego ocalonego) ze Sparagmos, oryginalnie from Warsaw nad Wisła, lub czy toczy im się biznesowe kółko różańcowe, tak jak zasługiwałaby na to zawartość merytoryczna płyt. To "Niu Cidi" jest dokładnie takie, jak jego tytuł i okładka okraszona pikującym przez kosmos (zapewne) w stronę planety mózgiem. To atak spadającej z nieba śmierci, przed którą nie ma ucieczki. Wszyscy w Pentagonie widzą ją na radarach, wszyscy też wiedzą, że lada moment pierdolnie w kontynent i wszystkich zajebie, a na domiar złego Bruce Willis, Watykan i Tony Stark przestali odbierać telefony.
Tu nie ma litości. Jeżeli ktoś obawiał się zetknięcia z tym materiałem, spodziewając się wymagającego milionów odsłuchów analizowania i przetrawiania dźwięków, by dotrzeć do ich meritum, może te lęki odsunąć na bok. Choć przez lata do Antigamy przylgnęła łatka oryginałów i twórców grind - core - deathu dla myślących, tutaj jest zdecydowanie, lub jak kto woli, jeszcze bardziej bezpośrednio niż na poprzednich krążkach (w czym duża zasługa nowego - starego wyrobnika krajowych punktów utylizacji beczek - Pavulona Jaroszewicza). Przekonuje o tym już lejący po dupie, szczekający "Collapse", w którym gary wypierdalają takie ciosy, że woda w mózgu sama zaczyna wirować. Moc, moc i jeszcze raz moc. Rozkład riffologii tego kawałka zapewne zająłby kilka stron tekstu, ale najważniejsza jest jego konstrukcja, twardo trzymająca gitarowe wariactwa za jaja. Potęga rozkręconych na maksa tornad i pogiętych zapierdalań jest ściśle kontrolowana i ukierunkowana na mord. Choć dzieje się dużo, to nie jest to żadne rozwiązywanie zadań matematycznych lub krzyżowanie kreta z kangurem i metalowym chujem, a pranie dziąseł mocno zainfekowane brzmieniem i nie tylko - starego dobrego Napalm Death. Taka idea zdaje się przyświecać także pozostałym 26 minutom "Meteora" z kilkoma "szybkimi zwolnieniami" (sic!) i eksperymentami po drodze. Dzieło zniszczenia w typie pierwszego numeru kontynuują genialne "The Key" i "The Prophecy". Zero przestojów. Gitary na maksymalnym, thrashowym wręcz nerwie i lekko schizoidalne - raz sepulturowate, raz (zabijcie mnie) atheistowe motywy czynią z nich mieszankę iście wybuchową. Wciąż jednak clue programu jest sekcja, a za jej sprawą - chamskie nakurwianie do celu. Fajnie rzecz urozmaicają także czysto core'owe wstawki w postaci bandyckich dupnięć i skakaniu po zwłokach z mikrofonem w dłoni, jak te w pieśni tytułowej. Nie żeby jakieś madafaka, spodnie pod moszną i te rzeczy. To raczej rwane rytmy, mocno przeplatane blast - szarżowaniem. Znalazło się też miejsce dla starego dobrego thrash metalu w "Fed By Feeling" o rewelacyjnie nośnych zagrywkach, niemal punkowego zacięcia w ujadającym "Crystal Tune", kosmicznego przerywnika klawowo gitarowego a'la dalekie skojarzenia ze "Spheres" Pestilence w "Stargate" czy już zupełnych przewartościowań gatunkowych na trip-hopowo - kwaśno - metalowym (chyba nie ma czegoś takiego) "Turbulence".
Nowa "Antigama" warta jest swego "spadającego" tytułu. Te dźwięki są z jednej strony bogate i skomplikowane, z drugiej zamknięte w ramach - co dla mnie jest ogromnym plusem - zrozumiałej, zaprogramowanej na ostre darcie do mety kompozycji. Przeciążenia zlatującego "Meteorytu" chcą oskórować słuchacza i wypruć mu flaki jednym pociągnięciem. Przy tym z pewnością nie jest to durna łupanka, choć ma się przy niej ochotę machać dynią, robić rewolucję i bić establishment po ryju. 2 in 1 i póki co najlepsza polska propozycja ciężkiego grania 2013 r. Jak ktoś się do mnie zaraz przypierdoli, że tutaj daję 10, a Decapitated sprzed dwóch lat (choć innemu, ale zmieniającemu oblicze gdzieś na podobne yntelygencko - uczelniano - odhumanizowane trajektorie) 7, to odpowiadam: niech tamci wracają do czystego deathu, którego byli swego czasu królami. Tutaj rządzi Antigama, która myśli, kombinuje, ale przy tym wdzięcznie i bardzo zgrabnie napierdala. Jamen.
a gdzie ja się tu wyżywam? jestem w Twojej drużynie i wspieram Twoją działalność recenzencką jak mogę choć łatwo nie jest
Materiały dotyczące zespołu
- Antigama