- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Anti Tank Nun "Hang'em High"
Jako wieloletni fan Acid Drinkers i wielbiciel talentu wokalnego mr Pukackiego, mam podobny problem z odbiorem jego najnowszego projektu, jak dwa lata wcześniej z Titus Tommy Gunn. O co chodzi? Może po kolei.
Genezę powstania i skład Anti Tank Nun wałkowano już w tylu miejscach, że odpuszczę sobie przytaczanie informacji o tym skąd pomysł i kto oprócz Titusa generuje tam dźwięki, wszak wszyscy wiedzą, że chodzi przede wszystkim o młodego gitarzystę imieniem Igor.
Przejdźmy zatem do muzyki. Znając preferencje muzyczne Titiego, szczytem ignorancji byłoby oczekiwać po tym zespole jakichś wyszukanych dźwięków i utworów z pogranicza progresywnego grania czy acid jazzu. Jest prosto, do przodu i... topornie. Niestety - płyta jako całość mnie nie porywa. Są momenty lepsze ("Snake City" z fajnym, klimatycznym zwolnieniem, marszowe "Devil Walks"), są utwory które sprawiają, że noga zaczyna mi z lekka tuptać ("Mash", singlowy "If You Are Going Through Hell"), tym niemniej nie mogę pozbyć się wrażenia, że nawet teraz, pisząc te słowa, słucham Zakonnicy trochę z przymusu.
Rozłóżmy zatem materię dźwiękową na czynniki pierwsze. Utwory: krótko rzecz ujmując - szału nie ma i dupę mam wciąż na swoim miejscu. Są co najwyżej poprawne. Nie powodują przyspieszonego bicia serca, nie chcę przy nich szaleć, gwałcić i mordować. Grają? Ok. Przestali? Włączmy coś innego. Nieoszlifowany diament: nie mogę się przyczepić do gry Iggiego na płycie. Chłopak wymiata. Ma talent, umiejętności i co najważniejsze wyobraźnię, która pozwala mu zdziałać z wiosłem naprawdę wiele. Skutkuje to kilkoma naprawdę fajnymi popisami solowymi. Z drugiej jednak strony nie widzę powodów do stawiania go na piedestale wśród aktualnie popularnych gitarowych wymiataczy. Być może kiedyś, a być może niespecjalnie jaram się solówkarzami. Basisto - wokalista: kibicuję Titusowi od lat. I chociaż do dziś najbardziej rozczula mnie jego węgierski-angielski z pierwszych płyt Kwasożłopów, do wokali nie zamierzam się przypieprzać. Dobrze wmontowany bas (np. fajne punktowanie w zwrotce "Devil Walks") dopełnia obrazu. Czynnikiem, który kładzie w moim odczuciu tę płytę jest perkusja (w tym aspekcie również kulał Titus Tommy Gunn). Zwłaszcza szybkie partie negatywnie się tu wybijają. Kwadratowe umpa umpa (lub jak kto woli: łup-jeb) bez polotu. Najgorszy pod tym względem fragment płyty: "Its Good To Be Someone" (od solówki do końca - tragedia! Jak można tak spierdolić potencjalnie fajny rytmicznie fragment?). Wyobraźnia podpowiada mi, ile by zyskały te kompozycje, gdyby napędzał je Ślimak. Być może stąd też w jakimś stopniu mój prywatny problem z odbiorem tego materiału - garowy Acidów zawiesił poprzeczkę na tyle wysoko, że każdy inny nadający rytm pod odgłosy paszczą Titusa będzie miał u mnie pod górkę.
Mam nadzieję, że tym razem nie powtórzy się historia "La Peneratica Svavolya" i nie zobaczę "Hang'em High" wśród płyt nominowanych do "Fryderyka", gdyż dla mnie oznaczałoby to raczej kiepski rok, jeśli chodzi o ciężkie granie. A w kategorii pobocznych projektów Titusa, na pozycji liderów niezmiennie Albert Rosenfield obok stareńkiego Para Wino Band. A tymczasem nowy Acid już na jesieni!
Autor recenzji zbytnio kręci się wokół Acid Drinkers zamiast wokół Anti (jak ominął historię powstania kapeli to też wszystkie przytaczania Titus, titus mógł sobie też darować, przecież znamy muzyka i go lubimy).
Po co takie porówniania, przecież można wziąć Ślimaka i co z tego?, po co takie umiejętności perkusyjne? w zupełności te które są tu wystarczą.
Tego się naprawdę nieźle słucha, pomimo że nie jest to jakieś odkrywcze, ale zaskakujące.
Brzmienie jest mięsiste, bas dobrze uwypuklony.
Ja powiem przekornie. Może dlatego tego słucham czy Luxtorpedy, gdyż czasy Drinkers to skończyły się na The State of Mind Report. Grają jeszcze ale jakoś specjalnie się tym nie interesuje i późniejsze płyty już mnie nie powalają.